sobota, 25 lipca 2015

epílogo: cuando me enamoro

dwa miesiące później, 27 październik 2014 r. 
Blask reflektorów i krzyczący tłum, a w nim ludzie, którzy byli tu specjalnie dla niej. Miała wsparcie, ale na miejscu brakowało dwóch najważniejszych dla niej osób, jednakże byli ciągle w jej głowie. To były tylko kilometry, które ich dzieliły.
Podniosła się z krzesełka, słuchając ostatnich rad trenera. Spojrzała poza ring na trybunę i posłała lekki uśmiech tym, którzy trzymali za nią kciuki. Występowała przed swoją bratową, jej rodzicami, przyjaciółmi i całą rodziną swojego chłopaka, która specjalnie przyjechała do Barcelony.
Upiła jeszcze kilka łyków energetyka i włożono jej do buzi ochraniacze na zęby. Była gotowa. Kolejna runda mogła się już zacząć.
Cios pierwszy, drugi, trzeci. Było ostro, ale nie miała wcale zamiaru dawać swojej przeciwniczce forów. Wymierzała uderzenia tak dokładnie, jakby pojawiały się przed nią niewidoczne cele do zdobycia. Była już tym znudzona. Musiała coś zrobić. Czuła swoją przewagę nad tamtą dziewczyną. Wykonała unik, po czym zamachnęła się tak mocno i z taką wściekłością, wiedząc, że Kobra zapamięta to jeszcze przez bardzo długo.

Zajął wyznaczone mu miejsce na widowni i rozpiął swoją czarną marynarkę. Denerwował się za dwoje. Został nominowany do nagrody i już wcześniej potwierdził swoją obecność na gali, ale jeszcze wtedy nie znał dokładniej daty walki Thaisy. Przyjechał do Madrytu razem z Ignacio, który również po raz pierwszy miał gościć na takim wydarzeniu jako agent. Gdyby nie upór jego siostry, pewnie by nie pojechał. To ona wciskała mu do głowy to, że tu zdobędzie nowe kontakty, a ona da sobie tam radę.
Piłkarz zorganizował dla niej grupę wsparcia, w postaci swoich najbliższych. Ściągnął z Vigo matkę i rodzeństwo, a Thiago z Julią i tak mieli być w mieście z powodu kolejnej operacji zawodnika Bayernu. Wiedział, że zostawia ją w dobrych rękach.
Pierwsza, druga, trzecia nagroda... A on myślami był w Barcelonie pod ringiem, na którym walczyła jego dziewczyna. On tutaj po prostu siedzi i czeka, a ona wyciska z siebie wszystkie poty, walcząc o to co się jej należy.
Usłyszał swoje nazwisko. Poczuł dłoń Nacho na swoim ramieniu, słysząc gratulacje. Za nim bito brawa i oczekiwano na jego wystąpienie. Uśmiechnął się szeroko i skierował się schodami w stronę sceny. Odebrał nagrodę dla "Odkrycia Sezonu" i stanął przed mikrofonami, ciągle się uśmiechając.
   - Dziękuję Celcie Vigo oraz moim kolegom za wydatną pomoc w osiągnięciu tego sukcesu. Chciałbym także podziękować swojej rodzinie i bratu, Thiago Alcantarze, który z całą pewnością będzie wzmocniony z powodu tej nagrody. To zaszczyt, aby móc odebrać ją za pracę, którą wykonałem. Każdego dnia pracuję bardzo ciężko, a moi koledzy z Barcy przyjęli mnie bardzo ciepło.
Spojrzał w stronę Nacho, który chował w rękawie telefon, przysunięty do ucha. Rozmawiał z kimś. Po chwili na jego twarzy pojawił się olbrzymi uśmiech, który Rafinha odebrał jako najwspanialszą wiadomość.
   - Jeszcze jedno. - Uśmiechnął się. - Mała, jesteś wielka. - Skinął głową i zadowolony wrócił na swoje miejsce.
To dziwne, jeżeli od początku opowiadania ma się wizję na epilog? Nieważne, ale właśnie taki miał być :) 
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa. Na koniec tego opowiadania chciałabym was jeszcze poprosić o komentarze pod tym postem. Chciałabym zobaczyć ile Was tu było :) 
Jeszcze raz dziękuję, że byłyście tutaj ze mną i już zapraszam na swoje kolejne opowiadanie oraz notkę na swoje podstronie! 


Całuję i ściskam, Coppernicana ;*

sobota, 18 lipca 2015

once: por siempre

  Od rana bolało mnie wszystko. Głowa, brzuch, nogi, ręce... A może tylko sobie to wmawiałam. Dziś wieczorem miała odbyć się moja walka. Byłam podekscytowana, ale chyba nad tym przeważało przerażenie. Chodziłam jak na szpilkach, choć trener, Nacho, Paula, Livia i Sara ciągle byli przy mnie i próbowali uspokoić. Niestety, na próżno. Walczyłam o wysoki tytuł. Nie potrafiłabym siedzieć sobie od tak, popijać kawkę i wpychać w siebie ciastka. Choć ponoć niektórzy i tak pokonują nerwy...
Przestałam świrować na trochę kiedy posadzili mnie w kącie salki, nałożyli słuchawki na uszy i maskę na oczy, puszczając odgłosy natury.. Pomysł trenera. Jakby nie patrzeć, to było śmieszne, ale podziałało.
Starałam się też nie myśleć o Rafinhi. Nadal było z nami tak jak było i żadne z nas nie wykonało żadnego kroku w przód. Bajka się skończyła, a królewna Thaisa znów wróciła do swojej wieży.
Nie powiedziałam też nikomu o tym, o co tak naprawdę poszło. Wolałam przemilczeć ten temat i żyć tak po prostu dalej. Jakby rozdział pt. "Miłość do piłkarza." został tak sobie wymazany i zapomniany. Ale musiałam zadać sobie pytanie, czy dam radę? Musiałam spróbować. Nie chciałam dłużej użalać się nad sobą.
Po dziewiętnastej pojechaliśmy na publiczną salę, gdzie zazwyczaj odbywały się takie walki czy wielkie gale. Widząc ring, na którym miałam stanąć dwie godziny później, rozparła mnie wielka duma, bo do tego dążyłam od początku mojej przygody z tym sportem. Jednocześnie chciałam schować się pod ławki i tam grzecznie przeczekać...
   - Wiesz, że wszyscy w ciebie wierzymy, prawda? - Usłyszałam za sobą głos Pauli. Odwróciłam się i uśmiechnęłam. Lubiłam z nią rozmawiać. Była świetnym człowiekiem i byłam zadowolona z tego, że mój brat na nią trafił, zakochał się, oświadczył, wziął ślub i teraz oczekują pierwszego dziecka. Można powiedzieć, że jestem rozrabiaką, która widzi tylko czubek własnego nosa, ale interesuję się sprawami rodzinnymi, szczególnie mając taką wspaniałą rodzinę. Na samą myśl o szalonej rodzince Rafy również się uśmiecham. Właśnie, skucha. Myśli same wędrują do niego.
   - Wiem i za to jestem wam wdzięczna. - odparłam. - Cieszę się, że będziecie tutaj wszyscy ze mną i że moja bratanica lub bratanek usłyszy tę zażartą walkę! - zaśmiałam się, wskazując na jej brzuszek.
   - Będzie mocno trzymał kciuki! - Uśmiechnęła się. - A co z Rafą? Przyjdzie? - zapytała, a ja spojrzałam na nią niepewnie. - Nacho się wygadał, ale nic mu nie mów.
   - Nie wiem. Myślę, że nie. - westchnęłam. - Był dla mnie ważny i dzięki niemu udało mi się cierpliwie wyleczyć kontuzję i walczyć o swoje.
   - Był? Może nadal jest? - Przymrużyła powieki i skrzyżowała ręce na piersiach. - Albo wiesz co, odpowiedz to sama sobie. - Podeszła i ucałowała mnie w czoło. - Już ci nie przeszkadzam, powinnaś zacząć się przygotowywać. - Mruknęła powieką i wyszła z mojej szatni. Cisza. Pozostawiła mnie w błogiej ciszy, z samą sobą. Z myślami o moim byłym chłopaku, z którym mam niewyjaśnioną sprawę, który ma mnie za płytką sukę bez serca.
   - Masz rację, Paula. Nadal jest. - mruknęłam, tępo wpatrując się w swoje odbicie w lustrze.

  Sprawdziłam test ciążowy, który muszę wykonać zawsze przed każdą walką, by upewnić się, że mogę spokojnie wyjść na ring. Był negatywny, więc zabrałam się za dalsze przygotowywanie. Ubrałam swoje czarno-białe spodenki i czarny, sportowy stanik. Na nogi nałożyłam sportowe buty i byłam prawie gotowa. Musiałam jeszcze przygotować swoje dłonie, owijając je specjalnym bandażem. Miałam jeszcze pół godziny czasu, więc nie musiałam się śpieszyć. I tak zawsze początek się przedłuża, wiec za ring wyjdę najwcześniej za godzinę.
Spojrzałam na swoje rękawice i jeszcze raz na swoje lustrzane odbicie. Wzięłam telefon do ręki i automatycznie nacisnęłam na ikonkę galerii zdjęć. Zobaczyłam stare zdjęcia, moje i Rafy. Byliśmy tacy uśmiechnięci i szczęśliwi, bo byliśmy razem.
Gdzie ta silna i uparta dziewczyna? Pamiętam moment, gdy to mówił. Myślałam, że nie dam rady z tym wszystkim.
Nie chcę byś się poddała. Nadal siedział w mojej głowie.
Jesteś niesamowita i wiem, że wygrałabyś to nawet w gipsie. Proszę przestań.
Jeżeli będzie coś nie tak, odpuścisz, ale wszystko jest na dobrej drodze, więc walcz. Dla mnie. Pamiętaj, że wierzę w ciebie. Im bardziej starałam się o nim nie myśleć, coraz ciężej mi to wychodziło. Chciałam by był obok, by mnie przytulił i powiedział, że dam radę i stanę do walki. Potrzebowałam jego wsparcia, bo był dla mnie wszystkim. Teraz to wiem. Gdyby nie on, pewnie zrezygnowałabym w pewnym momencie przez rękę. Walczyłam o to dla niego. Jak to jest, że jeden człowiek może tak zmienić drugiego? Całkiem przemieniły mi się wszystkie poglądy i pragnienia. Nie zależało mi tak bardzo na tym zwycięstwie, jak na nim. To zwycięstwo miało być dla niego. Obiecałam. A teraz? To już nie miało znaczenia. Ten pas miałam ubrać dla niego i mu się tym pochwalić. Wiem, że jeżeli zdobyłabym go dziś, nie sprawiłoby mi to tak dużej przyjemności.
Nie mogłam, nie znalazłam w sobie tyle siły. Nie mogę tego dokonać, gdy jego nie ma obok.
Znów spojrzałam w lustro i zobaczyłam swoje odbicie. Zobaczyłam siedzącą na fotelu zapłakaną dziewczynkę, która w tym momencie nie widziała w niczym sensu.
Zabrałam swoją bluzę, narzuciłam kaptur na głowę i ze spuszczoną głową wyszłam z garderoby. Przemierzyłam pusty korytarz i wyszłam na zewnątrz. Miałam szczęście, że nikt się tam nie kręcił. Tyle wyjście było czyste. Ochroniarza interesowało tylko to, by nikt niepowołany tam nie wszedł. Wychodzić mógł kto chciał.
Szłam przed siebie, wtapiając się w tłum. Nikogo nie interesowała niska, drobna dziewczynka ze spuszczoną głową i zapłakaną buzią. Każdy miał swoje problemy i większość zmagała się z nimi sama. Mogłam porozmawiać z kimś bliskim. Nie brakowało mi takowych. Miałam starszego brata, bratową, przyjaciółki... Jednak teraz chciałam być sama. Właśnie zaprzepaszczam szansę na zdobycie mistrzostwa, użalając się nad samą sobą. Przez uczucia takie jak miłość, tęsknota, poczucie winy i wyrzuty sumienia.

  Nogi same zaprowadziły mnie do parku, w to samo miejsce i na tę samą ławkę, na której zawsze przesiadywaliśmy z Rafinhą. Lubiłam to miejsce, bo zawsze panował tutaj spokój. Teraz zapadł już zmrok i nie było prawie nikogo. Widziałam z daleka pojedyncze osoby, które gdzieś się śpieszyły, spacerowały z psami czy biegali.
Na pewnie mnie już szukali. Było późno, a ja nawet nie zabrałam telefonu. Może nawet to i lepiej, bo mam z głowy to, że ciągle by dzwonił. Podjęłam swoją decyzję i stchórzyłam. Trudno. Dostanie mi się od brata i trenera, ale musiałam znaleźć w sobie siły, by jakoś stawić im czoła. Obaj będą wściekli, że uciekłam bez słowa.
Jakiś czas później zapytałam pewnego spacerującego staruszka o godzinę. Dochodziła jedenasta w nocy. Nawet nie wiedziałam, że ten czas tak szybko mijał.
Już miałam zacząć zbierać siły na to, by wrócić do siebie, kiedy poczułam, że ktoś zajmuje miejsce obok mnie. W pierwszym momencie poczułam strach, bo pomyślałam o samych najgorszych scenariuszach. Różne rzeczy się dzieją, a tym bardziej po zmroku, w dodatku byłam tu sama. Ciężko przełknęłam ślinę i odgarnęłam kaptur z głowy, odwracając ją w stronę mojego towarzysza. Zamarłam.
   - Wiesz o tym, że wszyscy cię szukają, prawda? - zapytał swoim niskim tonem, a ja poczułam w gardle olbrzymią gulę. Spojrzał na mnie, a ja znów poczułam, że chcę zniknąć.
   - Ignacio po ciebie zadzwonił? - mruknęłam cicho.
   - Nie, byłem tam. - odpowiedział, a ja zamrugałam powiekami. Przyszedł na moją walkę? - Od razu pomyślałem, że będziesz tutaj, ale... Każdy potrzebuje odrobinę czasu, mam rację? - kontynuował, a ja skinęłam głową. - Thaisa, posłuchaj, Przyszedłem tam, bo obiecałem ci, że będę na twojej walce. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Chciałem zobaczyć jak wygrywasz i jesteś szczęśliwa.
   - Nie wiem czy bym była... - mruknęłam prawie automatycznie. - Rafinha, posłuchaj, wtedy... To wcale nie było tak jak pomyślałeś.
   - Thaisa...
   - Nie, posłuchaj! - przerwałam mu. Był obok i nawet jeżeli znów mnie wyśmieje, nie mam nic do stracenia. - Faktycznie, to o czym rozmawiałam z Nacho było pomysłem Livii, ale dla żartów. Nie zrobiłabym tego tobie ani nikomu innemu. Zażartowałam o tym do Ignacio, bo nigdy nie rozmawiałam z nim o tym co ja czuję. Było mi głupio. Później się do wszystkiego przyznałam. - ciągnęłam dalej.
   - Mała..
   - Ja naprawdę chciałam wygrać dla ciebie i udowodnić, że też dotrzymuję słowa, ale...
   - Możesz mnie posłuchać?
   - Rafinha, ja naprawdę nie chciałam żeby tak wyszło. Jesteś dla mnie ważny i nie zabawiłabym się nigdy twoimi uczuciami. Jesteś niesamow... - Nadal mówiłam, ale przerwał mi nagłym pocałunkiem, przez który poczułam prądy na całym swoim ciele, a w brzuchu odżyło stado motyli. Tak jak kiedyś.
   - Kocham cię. - Usłyszałam i zamrugałam powiekami. - Thaisa, kocham cię i teraz wiem, że ta cała kłótnia to było głupstwo i nieporozumienie.
   - K.. Kochasz mnie? - zająknęłam się, nadal trawiąc całą tą sytuację.
   - Jak głupi. - zaśmiał się i pchnął lekko czubkiem swojego nosa o mój. Przysunęłam się do niego i mocno przytuliłam. Schowałam twarz w jego ramieniu i znów zaczęłam płakać. - Nacho był wściekły, gdy zauważył, że uciekłaś. - zaczął spokojnie, delikatnie gładząc dłonią moje plecy. - Dorwał mnie i kazał powiedzieć sobie co tak właściwie się pomiędzy nami stało. Jeszcze takiego go nie widziałem, więc wolałem nie ryzykować, a gdy już wylałem swoje wszystkie żale, on tak po prostu ryknął mi śmiechem w twarz. Nie masz zielonego pojęcia jak się wtedy poczułem... I wtedy powiedział mi jak było naprawdę. - dodał, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Od razu starł kciukiem mokre plamy na moich policzkach. - Poczułem się jak ostatni kretyn i przepraszam, że nie dałem ci się wtedy wytłumaczyć. Tęskniłem za tobą, Mała. - Ucałował mnie w czubek głowy.
   - Rafa, ja... - Odgarnęłam włosy do tyłu. - Proszę, zapomnijmy o tym wszystkim. To był okropny czas... I proszę, odprowadź mnie do mieszkania, bo nie mam siły na nic.
   - Jak sobie życzysz. - Wstał pierwszy i trzymając mnie za rękę, pomógł wstać. Objął ramieniem i wolnym krokiem skierowaliśmy się przed siebie. Cała się trzęsłam, nadal nie wierząc we wszystkie dzisiejsze wydarzenia. Najgorsze jest to, że zaraz może się okazać, że to tylko sen...
   - Rafinha, poczekaj. - Zatrzymałam się i pociągnęłam go tak, by stanął przede mną. - Nie wyobrażam sobie siebie bez ciebie. Jestem w tobie zakochana i nic tego nie zmieni, pamiętaj. - Skinęłam lekko głową, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
   - W takim razie mogę przekazać ci kolejną dobrą nowinę? - Poruszył zabawnie brwiami.
   - Kolejna na dziś? Jeżeli musisz... - zaśmiałam się i znów ruszyliśmy.
   - Kobra też nie wstawiła się na walkę. Jakieś problemy rodzinne, chodziło o jej matkę. Chciała oddać tytuł walkowerem, ale ciebie też zabrakło... Strony doszły do porozumienia i komisja wyznaczy drugi termin walki. - powiedział z uśmiechem, a ja otworzyłam szeroko oczy. Czy cokolwiek dziś zdoła mnie jeszcze zaskoczyć?

Ostatni rozdział, przed nami epilog i plan na kolejne opowiadanie.
Tylko czy jest sens planowania, skoro nikt nie czyta i nie komentuje? ;( 

niedziela, 28 czerwca 2015

diez: imposible olvidar

  Widziałam, że niektórzy na mnie dziwnie patrzyli, gdy następnego dnia na salce wyciskałam z siebie wszystkie poty, wyżywając się jak nigdy na worku treningowym. Sara i trener ciągle pytali mnie, czy coś się dzieje. Okej, jednak te dziwne spojrzenia mówiły o tym, że ktoś się o mnie martwił. Nie było nas tu dużo, więc wszyscy się znali i to od razu było widać. Ostatnio, gdy jeden z chłopaków pokłócił się ze swoją wieloletnią dziewczyną, podobnie się zachowywał, ale ja nie chcę rozgłaszać tego, że rozstałam się z Alcantarą. Chyba nawet nie potrafię tego jeszcze wymówić na głos. Najbardziej chyba bolało to, że nie potrafiłam się postawić i wytłumaczyć mu wszystko dokładnie. Obwiniałam samą siebie, ale nie miałam też w tej chwili tyle odwagi i siły by zawalczyć. Bałam się jego powtórnego odrzucenia i wyśmiania.
  Zaraz po treningu dostałam telefon od brata, że zaraz następnego dnia miałam mieć sesje w Adidasie. Tłumaczył się, że wyskoczyli z tym tak z dnia na dzień, choć w głębi wiedziałam, że dostał informacje już dawno, a dopiero sobie o tym przypomniał. Z resztą, było to mało ważne. Od kilkunastu godzin funkcjonowałam, bo musiałam. Bez dodatkowych pozytywnych emocji, wiec było mi wszystko jedno. Nacho stwierdził przez telefon, że coś jest ze mną nie tak, że słyszy to w moim głosie. Automatycznie wytłumaczyłam się tym, że dopiero co wyszłam z salki i jestem naprawdę zmęczona. Na razie go zbyłam. Do tego wszystkiego dorzuciłam sobie jeszcze prawie pół dnia na pobliskiej siłowni. Do mieszkania wróciłam dopiero wieczorem, całkowicie wypompowania z sił.

  Musiałam nałożyć na całą siebie maską całkowicie kogoś innego. Musiałam przybrać całkiem inną postawę i wymazać wszystko to co czułam, by wyjść jakoś na sesji. Poza tym, miał być tam Nacho, a on ostatnio jest lepszy nawet od Sherlocka.
Na miejscu oczywiście pojawiłam się przed nim. Tam od razu zajęły się mną wizażystki i dopiero później przedstawiono mi całą damską kolekcję. Na całe szczęście nie byłam tam sama. Miałam prezentować ją wraz z jedną z piłkarek z żeńskiej sekcji FC Barcelony. Dobrze mi się pracowało. Nawet szczerze się uśmiechałam do aparatu, bo był tam jeden z asystentów fotografa, który ciągle nas rozśmieszał i flirtował z nami.
Gdzieś w połowie sesji zobaczyłam dopiero mojego brata, który ciągle rozmawiał o czymś z jednym przedstawicielem adidasa. Uśmiechał się do mnie, czyli pomyślał, że się dobrze bawię. Choć... Chyba bawiłam się dobrze, bo mogłam przestać myśleć przez chwilę o mnie i Rafinhi. Lecz nadal to bolało i we mnie tkwiło.
Trwało to pewnie dwie godziny, kiedy w końcu mogłyśmy się przebrać we własne ubrania. Gema gdzieś się śpieszyła, więc szybko się ze mną pożegnała i uciekła, a ja wyszłam z powrotem na salę, by spotkać jeszcze Ignacio.
   - Cześć, Maleńka! - zawołał, gdy tylko mnie zobaczył i na dodatek uwięził w niedźwiedzim uścisku. - Zdjęcia wyszły świetnie i sponsorzy są zadowoleni.
   - Tylko sponsorzy? - zaśmiałam się.
   - No, bo ja jestem z ciebie dumny. - Wzruszył ramionami jakby od niechcenia. - Jak się czujesz przed walką? Niewiele zostało.
   - Jest dobrze, Iganacio. - westchnęłam, wywracając oczami. - Stresuje się, ale to normalne. - powiedziałam, tak jakby to tylko o to chodziło. W mojej głowie siedział tylko temat walki i kłótni. - Trenuję i dążę do tego, by wygrać za kilka dni.
   - Tylko się nie przepracuj. - zaśmiał się. - Może wpadniesz wieczorem? Dawno u nas nie byłaś. Oficjalnie powiemy ci o ciąży Pauli.
   - Postaram się zajrzeć. Muszę dokładnie zbadać czy aby czasem już nie widać maleńkiego brzuszka z moim bratankiem albo bratanicą. - Mrugnęłam oczkiem do brata.
   - Tak właściwie to przyjdźcie oboje! - rzucił i spojrzał jakby za mnie, wyciągając do kogoś dłoń na powitanie. Obróciłam się i dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że obok mnie stoi Rafael. Zamilkłam i poczułam się taka maleńka. Cała radość z sesji prysła i znów wszystko przybrało szarych odcieni. Spuściłam wzrok i z trudem przełknęłam ślinę. Rafa był tak blisko, mogłam zabrać go na bok i jeszcze raz spróbować porozmawiać, ale poczułam wewnętrzną blokadę. On też nawet na mnie nie spojrzał.
   - Postaram się wieczorem wpaść. Pa, Nacho. - mruknęłam cicho i tak po prostu ruszyłam przed siebie w kierunku wyjścia.
   - Thaisa! - Usłyszałam jeszcze zdezorientowany krzyk brata, ale nawet się nie odwróciłam.

  Z salki wyciągnęła mnie Livia, która wcześniej wróciła z Mediolanu, z pokazu, w którym brała udział. Ciągle opowiadała o nowych trendach i o tym, jak to fajnie spławiało się napalonych facetów, mówiąc, że się kogoś ma. Ja zachowywałam zimną krew i próbowałam pokazywać po sobie, że cokolwiek jest nie tak jak powinno. Ona trajkotała jak najęta. a ja siedziałam i przytakiwałam.
   - Liv, będę się już zbierać, bo obiecałam Nacho, że wpadnę do nich wieczorem. - powiedziałam, odkładając na spodek filiżankę po gorącej czekoladzie, którą zamówiłyśmy w naszej ulubionej kawiarence. Tej samej, z której uciekłam razem z Rafą, gdy chcieliśmy zostawić Bartrę i Montero. Zawsze znajdzie się miejsce, z którego mamy jakieś wspomnienia, choć najmniejsze.
   - No dobrze, odprowadzę cię pod sam dom twojego braciszka, ale pod warunkiem, że opowiesz mi co jest grane. - podniosła się, zostawiając banknot na stoliku.
   - Ale co ma być? - Zmarszczyłam brwi. Naprawdę myślałam, że dobrze gram.
   - Jesteś jakaś dziwna. Niedostępna. - Wzruszyła ramionami i pożegnała się z kelnerką. Wyszłyśmy i skierowałyśmy się w stronę niedalekiego osiedla.
   - Zdaje ci się. To przez walkę. Sama wiesz, zbliża się wielkimi krokami. - odparłam, przygryzając dolną wargę.
   - W takim razie nie wiedziałam, że Rafinha też tak bardzo ją przeżywa, że zachowuje się podobnie do ciebie. - Spojrzała na mnie. - Oj daj spokój i powiedz mi co się dzieje!
   - Skąd wiesz jak zachowuje się Alcantara? - zapytałam niepewnie.
   - Marc mi mówił. Chłopaki pytali go o co chodzi, ale też nie chciał mówić. Pewnie wie Ney, Douglas albo Adriano. Z nimi się najbardziej trzyma. - mówiła spokojnie. - Ale powiesz mi się stało, prawda?
   - Pokłóciliśmy się.
   - Tyle zdołałam się domyślić.
   - Livia, proszę cię... Nie naciskaj, bo nie wiem czy chcę o tym rozmawiać. - Wywróciłam oczami. - Po prostu troszeczkę się nie dogadaliśmy w jednej kwestii...
   - Mała, ja nie dogaduję się z Marciem w wielu kwestiach. W który dzień pojedziemy do czyich rodziców czy gdzie zjemy wspólny obiad czy kolację, ale to nie są powody, by udawać, że druga osoba nie istnieje. - Zaczęła wymachiwać rękami. - Martwię się o ciebie i chciałabym pomóc. Musicie się zejść, bo jesteście dla siebie stworzeni!
   - Może jednak nie? - zapytałam szeptem.
   - Rozmawiałam ostatnio z Julią i Thiago. Oni sami przyznali, że Rafinha nigdy nie był taki jak z tobą. Ponoć miał jakieś tam swoje dziewczyny, ale to ty jesteś tą odpowiednią dla niego. Ledwo cię znają i mówią takie rzeczy.
   - No właśnie, nie znają mnie... Boże, Livia, ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Muszę skupić się na walce. Przepraszam cię, ale zadzwonię. - Spojrzałam na nią wymownie i przyśpieszyłam kroku, by zostawić ją za sobą. Włożyłam słuchawki do uszu i nastawiłam muzykę na całą głośność, byle w świętym spokoju dojść do celu.
Dotarłam pod same drzwi domu Nacho i Pauli, po czym zapytałam sama siebie, dlaczego tak właściwie tutaj przyszłam. Chciałam świętego spokoju, ale sytuacja po sesji wcale mi tego nie gwarantowała. Nie wiedziałam, że po nas mieli także fotografować chłopaków z męską kolekcją. Nacho pewnie myślał to za naturalne, że Rafael mi o tym powie. Niestety,..
Chciałam odwrócić się na pięcie i odejść, kiedy drzwi się otworzyły i w progu zobaczyłam Ignacio. Jego mina mówiła sama za siebie, chciał pogadać.
   - Pytając Alcantary dlaczego się tak zachowujecie, usłyszałem, że to mało ważne. Ponawiając pytanie, odpowiedział bym zapytał ciebie.
   - Tak, Nacho, też się cieszę, że cię widzę. - mruknęłam i przeszłam obok niego, wchodząc do domu.
   - Co jest?
   - Głupia sprawa.
   - Coś ci zrobił?
   - Gdyby to była jego wina, nie wysyłałby cię tak pewnie do mnie.
   - Czyli to ty nabroiłaś? Porozmawiajcie i dojdźcie do porozumienia.
   - Daj spokój, braciszku. Dam radę.
   - Thaisa, martwię się. - westchnął.
   - Nagle wszyscy mówią to samo. - Pokręciłam głową. - Nie jestem już małą dziewczynką i dam sobie ze wszystkim radę. - dodałam i usłyszałam głos bratowej, która właśnie schodziła po schodach. Nacho zdążył mi szepnąć o tym, że nic jej jeszcze nie mówił, a po mojej minie zrozumiał, że tak miało zostać.

Kolejny rozdział, na który nie miałam wizji, również krótki, też wymęczony, ale pojawia się szybciej niż poprzedni. 
Jeżeli moje plany się nie poszerzą, następny rozdział będzie ostatnim. Oczywiście + epilog. 
Dziękuję za sporo komentarzy i wciąż na nie liczę, bo jak sami widzicie - motywują! 
PS. Żądam zdjęć z wczorajszego ślubu Thiago i Julii! 

niedziela, 14 czerwca 2015

nueve: llegaste tu

   Z treningu wróciłam dosyć zmęczona, wzięłam długą kąpiel i przygotowałam sobie szybki obiad, który zjadłam na kanapie przed telewizorem. Do mojej walki pozostał równiusieńki tydzień i choć starałam się zachować spokój, od środka zżerało mnie dosłownie wszystko. Bałam się przede wszystkim o rękę, ale ostatnio kupiłam dodatkową maść, która bardzo mi pomogła. Praktycznie już nic nie czuję. Martwiłam się o tytuł, bo ciężko do niego dążyłam. Pracowałam tyle ile było trzeba i miałam nadzieję, że na niego zasługuję. Jeżeli mi się nie uda, trudno. Będę próbować dalej. Moja przeciwniczka zaczęła trenować dużo wcześniej niż ja, więc ma większe doświadczenie, a ja mogę liczyć tylko na swój fart i umiejętności.
 Gdy tak wylegiwałam się i nic nie robiłam, usłyszałam dzwonek do drzwi, który zmusił mnie do podniesienia się. Podreptałam do wejścia i wpuściłam gościa do środka, mojego brata. Wiedziałam, że miał przyjechać, ale spodziewałam się go jakoś później. Chciał zabrać ode mnie jedną sokowirówkę. Ich się zepsuła, a ja w mieszkaniu miałam dwie. Jedną, którą kupiłam już dawno i drugą, którą raz wygrałam w jakimś losowaniu. Jedną mogłam im odstąpić. Moja bratowa uwielbiała kombinować z owocami, mieszać ich smaki i później częstować wszystkich dookoła, więc to urządzenie było dla niej podstawową rzeczą.
   - Nie wejdziesz dalej? - zapytałam, idąc do kuchni po pudełko z urządzeniem, a ten został w przedsionku.
   - Wpadłem tylko przejazdem, Coś ty taka jak z krzyża zdjęta? Myślałem, że będąc z Rafą ciągle tryskasz radością. - zaśmiał się i oparł bokiem o ścianę.
   - O to się nie martw. - Uśmiechnęłam się lekko i postawiłam obok niego pudełko. - Jestem wykończona po treningu, po prostu. - Wzruszyłam ramionami.
   - Wiesz co, Thaisa? - Nacho spojrzał tak na mnie inaczej, a ja usiadłam na niskiej szafce na buty, która stała przy ścianie obok drzwi. - Cieszę się, że jesteś zakochana. Wpadłaś po uszy.
   - No hej, wcale nie! - Oburzyłam się. Wewnątrz siebie wiedziałam, że jestem zakochana i jest mi dobrze z Rafinhą, ale na głos to brzmiało całkiem inaczej!
   - A jak? - Prawie wybuchnął śmiechem. - Uspokoiłaś się, częściej uśmiechasz i to widać, że ciągle o nim myślisz.
   - Głupoty pleciesz, Nacho. - Machnęłam ręką. - A może to tylko zwykła podpucha? To był pomysł Livii!
   - To znaczy? - Zmarszczył brew.
   - To znaczy, że miałam się zakręcić wokół kogoś grzecznego i kogo byś lubił, byś mi odpuścił to wszystko, by sponsorzy dali mi spokój z tamtym wyskokiem, a Rafa nadał się idealnie do tego! - Kiwnęłam głową, a on udał chwilę powagi, po czym zaczął się śmiać.
   - Wybacz siostrzyczko, ale gdybym cię nie znał, to może bym ci uwierzył. - mówił zadowolony. - Masz swój charakterek, zgrywasz niegrzeczną, ale nie byłabyś w stanie tak kogoś wykorzystać. - Wlepił we mnie wzrok, a ja tylko westchnęłam. Miał całkowitą rację, nie mogłam się z nim o to kłócić. Uśmiechnął się znów do mnie i usiadł obok. - To jak to w końcu jest?
   - Fakt, Liv to wymyśliła, ale wyśmiałam ją. W sumie też dopiero sobie o tym przypomniałam... Później ta cała znajomość z Alcantarą sama tak się potoczyła, że zostaliśmy parą. - dodałam. - Może nie wiem co to znaczy kochać faceta, bo wcześniej nigdy nie byłam zakochana, ale czuję się inaczej przy Rafinhi, to świetny facet i nie wyobrażam sobie jakby to było teraz bez niego.
   - No widzisz... - Objął mnie ramieniem. - Przyznanie się nic nie kosztuje. - Ucałował mnie w czubek głowy. - Wiesz... Ja też ci coś zdradzę, ale nie przyznawaj się Pauli, że wiesz, bo mi urwie głowę! - zaczął, a ja spojrzałam na niego pytająco. Nabrał powietrza w płuca i wypiął dumnie pierś. - Zostanę ojcem. - powiedział zadowolony, a ja aż pisnęłam i uwiesiłam się na ramieniu brata.
   - Będę ciocią! - zawołałam i ucałowałam go w policzek. - Bardzo się cieszę, Ignacio!

    Popołudniu spotkałam się na mieście z Sarą, której obiecałam pomóc w poszukiwaniach kreacji na przyjęcie zaręczynowe jej starszej siostry. Przez ten cały czas praktycznie zerkałam na swój telefon, na którym niestety nie było żadnego powiadomienia o nieodebranym połączeniu czy wiadomości. Napisałam wcześniej do Rafinhi czy spotkamy się wieczorem, ale nie odpisywał, ale to zazwyczaj to on zasypywał mnie wiadomościami gdy się nie widzieliśmy. Dziś było cicho, ale tłumaczyłam to tym, że pewnie wyszedł z chłopakami czy ojcem, rzucił gdzieś telefon lub po prostu nie ma czasu.
Po spotkaniu z koleżanką postanowiłam pójść do mieszkania mojego chłopaka. Nasze zakupy zakończyłyśmy w miejscu, które nie było bardzo daleko od osiedla, na którym mieszkał Alcantara, więc wybrałam spacer.
Miałam klucze do jego mieszkania, więc do klatki weszłam bez problemu. Z resztą on do mnie też miał. Tak było wygodniej. Wyskoczyłam szybko po schodach, mijając sąsiada Rafinhi, który schodził wraz ze swoją pięcioletnią córeczką i psem. Nacisnęłam na klamkę drzwi do mieszkania. Były otwarte więc od razu weszłam.
   - Rafinha! - zawołałam, ale nie usłyszałam jego odpowiedzi, tylko odgłosy z telewizora. - Rafa! - Powtórzyłam, ale po raz kolejny mi nie odpowiedział. Weszłam w głąb mieszkania i zobaczyłam go, siedzącego przy wysepce z butelką owocowego piwa w ręce i wpatrującego się w niewielki ekran telewizora, wbudowanego w szafkę kuchenną. - Cześć, nie słyszałeś jak wołałam? - Usiadłam tuż obok niego.
   - Hej. - odpowiedział cicho i dokończył to co miał w butelce, nie odrywając wzroku od ekranu. Był dziwny. A nawet bardziej, niż dziwny... To tak jakby nie on.
   - Rafa, czy coś się stało? - Zmarszczyłam brwi. On po prostu wstał, odłożył butelkę obok kosza na śmieci, obszedł wysepkę i wyłączył telewizor. Całe jego zachowanie mi nie pasowało.
   - A jak myślisz? - Podparł się dłońmi i spojrzał na mnie, a mnie całą aż zmroziło. Nie miałam pojęcia o co mogło mu chodzić. Żadnych grzechów nie pamiętam! Wzruszyłam ramionami i pokręciłam głową, czekając na jego dalsze słowa. - Jak to było? - zaśmiał się kpiąco pod nosem. - "Miałam się zakręcić wokół kogoś grzecznego i kogo byś lubił, byś mi odpuścił to wszystko, by sponsorzy dali mi spokój z tamtym wyskokiem, a Rafa nadał się idealnie do tego!" - mówił z dokładnie taką samą intonacją jak ja rano. Szczerze? Wmurowało mnie. Otworzyłam szeroko oczy, wpatrując się w niego.
   - Rafinha, ale ja... - zaczęłam.
   - Następnym razem sprawdzaj czy domykasz drzwi lub rozmawiaj ciszej. - warknął, a ja otworzyłam usta. Musiał przyjść do mnie i usłyszeć kawałek mojej rozmowy z Nacho, a to wyrwał po prostu z kontekstu.
   - Rafael, ale nie usłyszałeś wszystkiego.. - zająknęłam się, a on prychnął.
   - I wiesz, chyba nie chciałbym słyszeć wszystkiego. - Był zły, wściekły i za razem rozbity. Ja chyba tak samo. Otworzyłam buzię i chciałam coś jeszcze dodać, ale on uniósł dłoń, przerywając mi. - Nie mam ochoty w tym momencie na kłótnie, więc po prostu wyjdź. - powiedział ostro, wbijając przy przy tym nóż w klatkę piersiową.
   - To nie jest prawda, Rafa! - pisnęłam, a on spuścił wzrok.
   - Proszę cię, wyjdź i już nie przychodź. - dodał ciszej i już na mnie nie spojrzał. Podniosłam się jakby w spowolnionym tempie. Nawet jak na niego patrzyłam, takiego poważnego i opanowanego, wszystko płynęło wolniej. Odwróciłam się i skierowałam do drzwi wyjściowych. Chyba nie docierało do mnie jeszcze to co przed chwilą się stało. Jakoś nie miałam nawet siły, by cokolwiek powiedzieć, wykrzyczeć, że to nieprawda. Że to co powiedziałam bratu, było zwykłą ściemą, że później się przyznałam jak to jest naprawdę. Zeszłam wolno na dół, nie zwracając uwagi na nic. Pod budynkiem złapałam wolną taksówkę i podałam kierowcy swój adres. Przez całą drogę wpatrywałam się tępo w przemijające ulice miasta, wyobrażając sobie na milion sposobów co mogłam zrobić, jak się wytłumaczyć, by Rafinha mi uwierzył. W głowie mogłam sobie snuć takie scenariusze, ale naprawdę nie zrobiłam nic. Pomyślałam też o tym, że to wina Nacho, bo on zaczął ten temat, a za chwile zrzuciłam wszystko na Liv, bo to był jej pomysł. Jednak skarciłam się w duchu przez to. To była niczyja wina, głupi przypadek, że piłkarz pojawił się w złym momencie, w złym miejscu i wyłapał to co nie powinien, jeszcze nie zostając do końca i tworząc sobie swoją prawdę.
Weszłam do swojego mieszkania i od razu skierowałam się do mojego miejsca ćwiczeń. Owinęłam dłonie specjalnym elastycznym bandażem i podeszłam do worka treningowego. Przybrałam postawę i zaczęłam uderzać w niego z całej siły. Chciałam wyrzucić z siebie całą energię i wszystko co złe, co dziś się wydarzyło.
Nawet nie wiem ile tak uderzałam i kopałam w ten worek, ale czułam, że zaczynam opadać z sił, a cała byłam mokra od potu. W pewnym momencie przestałam i przytuliłam się do wiszącego materiału wypakowanego po brzegi w ścinki i piasek. To był mój pierwszy worek, domowej roboty. Na nim zaczynałam, więc chciałam go mieć przy sobie w nowym mieszkaniu.
Czułam się bezsilna i taka... sama. Chciało mi się płakać, beczeć i wyć. To było okropne uczucie.
Po woli zaczęłam się zsuwać na ziemię, aż całkowicie na niej usiadłam, podkulając kolana pod brodę i zwijając się w kulkę. Poczułam łzy pod swoimi powiekami, a na po chwili na swoich policzkach. Zaczęłam szlochać ze spuszczoną głową i schowaną twarzą w kolanach.

Takie krótkie.. Ale kompletnie nie wiedziałam co jeszcze dopisać do tego rozdziału.
Właśnie skończyłam miesiąc praktyk i czas wrócić na dwa tygodnie do szkoły. To będzie koszmar... I tak sobie myślę, dlaczego jest tutaj coraz mniej komentarzy? :(

sobota, 23 maja 2015

ocho: creo en ti

Czułam się jakbym wygrała los na loterii, taki z najważniejszą i najwspanialszą nagrodą, która była przeznaczona tylko i wyłącznie dla mnie. Ten poranek był jednym z tych najcudowniejszych, przez które na samą myśl, chciało mi się uśmiechać. Pobudka przy przystojnym facecie, który wpatruje się w Ciebie jak w obrazek i mówi, że mógłby tu z Tobą zostać i już nigdy nie wychodzić. Czego chcieć więcej na ten moment? Nawet zaczął mnie wkręcać, że specjalnie dla mnie odpuszcza sobie dziś trening, ale i tak wyszło na jaw, że mają go dziś dopiero o osiemnastej.
Spędziliśmy wspólnie poranek, zjedliśmy śniadanie i wylądowaliśmy przed telewizorem, przytuleni do siebie i komentując zabawnie wszystko to co się dało. Wtedy zaczął dzwonić mój telefon, więc chcąc czy nie chcąc, musiałam się zwlec z kanapy, co przy Rafie było nie lada wyzwaniem, bo przytrzymywał mnie i nie chciał puścić. Gdy jednak mi się udało i dotarłam do komórki, która leżała na stole w kuchni, ta przestała już dzwonić. Sprawdziłam połączenie, które okazało się od mojej przyjaciółki.
Skierowałam się na taras, zamykając za sobą szklane drzwi i posyłając przez nie lekki uśmiech piłkarzowi, który został przed telewizorem. Oparłam się o barierkę, spojrzałam na miasto i wybrałam numer Livii. Odebrała prawie natychmiastowo.
   - I jak tam, moja dwudziestko? - Usłyszałam w słuchawce jej radosny głos. - Wielki bałagan w mieszkaniu?
   - Nie przesadzajmy. - zaśmiałam się. - Rafael mi pomógł ogarnąć wszystko.
   - Ohoho, czyli został jeszcze później? - zapytała. - I widziałaś prezent ode mnie? - zachichotała. - Następnym razem gdy przyjdzie Rafa, możesz to wykorzystać!
   - Rozpakowywaliśmy je razem i wyobraź sobie, że jeszcze nie wyszedł. - powiedziałam tajemniczo, odwróciłam się przodem do szklanej ściany i widząc Rafe, który również rozmawiał przez telefon, przygryzłam dolną wargę.
   - Mała.. - Przeciągnęła. - Czy ty chcesz mi właśnie powiedzieć, że mówiąc "rozpakowywaliśmy prezenty", miałaś na myśli dosłowne rozpakowywanie prezentu? No wiesz...
   - Może. - powiedziałam cicho, a ta aż pisnęła, przez co musiałam trochę odsunąć telefon od ucha.
   - Thaisa straciła dziewictwo! - zawołała, a ja pokręciłam głową. Znam ją już lata, ale nadal nie przestaje mnie zadziwiać.. - Jak ja się cieszę! Trafiłaś na świetnego mężczyznę! A już się bałam, że już nigdy tego nie zrobisz... Musisz mi opowiedzieć wszystko ze szczegółami!
    - Uspokój się. - Wywróciłam oczami, śmiejąc się. - Kiedy przyjdzie na to czas to może. - dodałam. - I nie świruj tak!
   - No po prostu się cieszę, a ty na mnie krzyczysz! Co ty na to, by spotkać się wieczorem? Marc mówił, że mają trening wieczorem, więc będziemy mieć ich z głowy.
   - Okej, jestem za.
   - To dobrze. Jeszcze się zgadamy, a teraz wracaj do tego swojego księcia, bo pewnie usycha z tęsknoty! - zaśmiała się. - Do zobaczenia, Mała! - Pożegnała się i rozłączyła, a ja tylko pokręciłam głową i schowałam urządzenie do tylnej kieszeni spodni. Skierowałam się z powrotem do środka, uśmiechając się ciągle do Rafy, który mnie obserwował, ale wciąż rozmawiał przez telefon. Weszłam do mieszkania i usiadłam obok niego, a on objął mnie ramieniem.
   - No dobrze, będziemy za godzinkę, do półtora. Do zobaczenia. - Zakończył z uśmiechem i odłożył telefon obok siebie, po czym spojrzał na mnie. 
   - Gdzie będziemy? - zapytałam, marszcząc czoło. 
   - Pamiętasz jak obiecałem ci dobry obiad? Zbieraj się! - Wyszczerzył się. Spytałam jeszcze kilka razy gdzie będziemy dokładnie, ale on był nieugięty. Ciągle się uśmiechał i mówił, że to tajemnica. Nawet wyjątkowo chronił swoją komórkę bym nie sprawdziła, z kim przed chwilą rozmawiał. Był okropny, ale jednocześnie kochany! 
Takim oto sposobem znalazłam się w mieszkaniu ojca Rafaela, który zaprosił nas na obiad. Zgodnie z tym, co mówił mój chłopak, była tam też jego siostra, która okazała się równie pozytywną osobą, jak członkowie ich rodziny, których już miałam okazję poznać.
Musiałam przyznać bez zająknięcia, że Mazinho był świetnym kucharzem. Nawet okazało się, że kiedyś miał swoją restaurację w Barcelonie, ale odsprzedał ją, gdy Thiago przeniósł się do Monachium, a Rafael do Vigo.
Z Thaisą znalazłyśmy wspólny język, obie lubiłyśmy sport i słuchaliśmy prawie tych samych zespołów. Dostałam też zaproszenie do Vigo, z czego Mazinho się śmiał, że tam czeka mnie konfrontacja z Valerią, mamą Rafy. Na żarty chciał mnie trochę postraszyć swoją byłą żoną, ale rodzeństwo szybko temu zapobiegło. Ogółem spędziłam bardzo miłe popołudnie i wieczór, po którym zostałam odprowadzona pod same drzwi do swojego mieszkania przez Rafinhę, dostając do tego buziaka na dobranoc.
   - Thaisa, jeszcze jedno! - zawołał, kiedy już naciskałam na klamkę, by wejść do środka. Odwróciłam się, a on wrócił i stanął tuż przede mną, słodko się uśmiechając. - Musisz mi coś obiecać... - Oparł się o framugę drzwi.
   - Mam się bać? - zaśmiałam się, a wyraz jego twarzy stał się jeszcze słodszy niż był. Nawet nie wiedziałam, że tak można...
   - Po prostu chciałbym żebyś przyszła jutro na mecz.
   - I ci pokibicować? - Uśmiechnęłam się.
   - No tak jakby. - Skinął głową. - Byłoby mi bardzo, bardzo miło!
   - W takim razie będę. - odpowiedziałam twierdząco, a on szeroko się uśmiechnął i pochylił, składając słodkiego całusa na moich wargach.
   - A to za co? - zawołałam za nim, gdy ten już kierował się drzwi windy. - Myślałam, że już dostałam buziaka na dobranoc. - zaśmiałam się.
   - Ten był za całokształt. - Puścił do mnie oczko i zniknął za metalową zasuwą. Tylko pokręciłam głową, uśmiechając się sama do siebie.

 Ubrana w koszulkę Barcelony z dwunastką na plecach i imieniem swojego chłopaka, usiadłam swoim zarezerwowanym miejscu. Po jednej mojej stronie miałam Liv, ubraną podobnie jak ja, tylko z innym numerem i imieniem. Odkąd zaczęła spotkać się z Marciem, zrobiła się z niej wielka i zagorzała fanka tego sportu. Po drugiej usiadł zaraz mój brat, który na meczach był częstszym bywalcem. Tuż przed samym meczem, dosiadło się do nas jeszcze dwie osoby, a mianowicie ojciec Rafaela i siostra, która od razu wymieniła się miejscem z Nacho, by siedzieć obok mnie. Sporo dyskutowałyśmy, a przed samym rozpoczęciem meczu, powiedziała, że koniecznie musimy sobie zrobić wspólne zdjęcie, które wstawiła na swój Instagram, oznaczając mnie i swojego brata.
 W końcu się zaczęło. Rafinha wyszedł w pierwszym składzie, przez co bardzo się ucieszyłam. Mogłam zawiesić na nim swój wzrok i nic innego nie oglądać. Był tak skupiony na grze, jakby nic innego wtedy nie istniało. Kochał to co robił. Ja miałam tak samo, bo gdy byłam na ringu, tylko to się liczyło.
Rafa zagrał świetne 70 minut, bo chwilę później trener postanowił go zamienić na całkiem nowy nabytek, o którym wszędzie było głośno - na Luisa Suareza. Zbliżając się do linii bocznej, spojrzał na trybunę, na której siedziała nasza grupka, lekko się uśmiechając. Wiedziałam, że cieszył się z tego, że tutaj jesteśmy. Dawał z siebie wszystko dla mnie, dla swojego ojca i siostry, bo widzę, że dla Alcantarów więzy rodzinne są naprawdę ważne.
Nie musieliśmy na nich długo czekać po meczu. Tak jakby specjalnie dla nas się śpieszyli. Marc od razu porwał Livię ze sobą, a Rafa z nami został. Przywitał się z ojcem, moim bratem i siostrą, po czym podszedł do mnie i mocno się przytulił.
   - Świetny mecz. - uśmiechnęłam się do niego.
   - Tylko szkoda, że nie udało mi się strzelić dla ciebie gola. - szepnął.
   - I tak byłeś niesamowity. - Wspięłam się lekko na palcach i ucałowałam go w policzek, a on objął mnie ramieniem i odwróciliśmy się do reszty, którzy nagle zaczęli rozmawiać na całkiem inne tematy, tak jakby wcale wcześniej nas nie obserwowali.

 Podniosłam powieki i ujrzałam opadającą i unoszącą się klatkę piersiową, na której spoczywała moja głowa i dłoń. Rafa nadal spał, a przez to wyglądał tak czarująco i bezbronnie, a i jeszcze uroku dodawały mu te zmierzwione włosy, odstające na wszystkie strony. Automatycznie sama się uśmiechałam. Uniosłam się lekko i delikatnie podparłam, by mieć na niego dobry widok. Mogłam tak cały czas, bo wiedziałam, że nie znudzi mi się ten widok.
Leżeliśmy razem w jego łóżku, w jego sypialni, w jego mieszkaniu, w którym byłam pierwszy raz. Dzień wcześniej spędziłam tutaj połowę dnia, a później po prostu zostałam na noc.
   - Przyglądasz mi się. - wymruczał, a ja się uśmiechnęłam. Wtedy otworzył oczy i sam się uśmiechnął. - Najpiękniejszy widok o poranku. - wyszczerzył się i cmoknął mnie w czubek nosa.
   - Pomyślałam dokładnie o tym samym. - zaśmiałam się i przytuliłam do niego, a on złapał za moją dłoń i ją uścisnął, po czym znów się zaśmiał. - Co jest? - Zmarszczyłam brew.
   - Nie, nic takiego. - Pokręcił głową, a ja zmierzyłam go wzrokiem. - Po prostu pomyślałem sobie, że jesteśmy tacy różni, a jednak podobni. - uśmiechnął się, a ja spojrzałam na nasze splecione dłonie. Miał rację, bo moja była prawie biała, a jego ciemna. Jednak chcieliśmy podobnych rzeczy, myśleliśmy podobnie, lubiliśmy się bawić, kochaliśmy sport i to nas łączyło.
   - Jesteśmy jak biała i mleczna czekolada. - zachichotałam, a on sprawił wrażenie jakby przez chwilę się zamyślił.
   - Hej, podoba mi się to określenie! - zawołał i ledwo zdążyłam cokolwiek zrobić, on przeturlał się na mnie i zaczął łaskotać. Miałam łaskotki i to potworne, a on oczywiście lubił to wykorzystywać. Tak więc prosiłam, krzyczałam, ale on i tak musiał robić mi tym na złość. W końcu udało mi się od niego uwolnić i wygramoliłam się spod jego ciężaru. Ciężaru, choć przyjemnego. Na swojej połowie łóżka chciałam się podeprzeć, ale przeszkodził mi nagły przeszywający ból w kontuzjowanym nadgarstku. - Mała, wszystko w porządku? - zapytał Rafa, widząc mój grymas. Opadłam tylko bezsilnie na poduszkę.
   - Byłam idiotką, że przyłożyłam wtedy tej dziewczynie. Przed taką walką... - jęknęłam, czując jak wszystko ze mnie uchodzi. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie, jakby wszystko było przeciwko mnie. Miałam głupie myśli, że nie będę mogła już boksować tak jak samo jak wcześniej, że nie stanę do walki z Kobrą. Chciało mi się płakać.
   - Thaisa... - Przysunął się i odgarnął moje włosy, a ja lekko obróciłam głowę, by na niego spojrzeć. Po jego lekko zaskoczonej minie już czułam, że pewnie mam całe czerwone oczy i zaraz się popłaczę. Przylgnęłam do jego boku i schowałam twarz w klatce piersiowej. - Skarbie, będzie dobrze. - dodał, łapiąc za mój nadgarstek, przysuwając sobie go do ust i delikatnie całując.
   - A jeżeli nie?
   - Nie mów tak! - skarcił mnie i poczułam jak przesuwa do góry. - Spójrz na mnie. - powiedział i złapał za podbródek, unosząc go ku górze. - Gdzie ta silna i uparta dziewczyna, która wpadła do gabinetu brata, wydzierając się na niego i walcząca o swoje? - zapytał całkiem poważnie. - Nie chcę byś się poddała. Lekarz mówił, że jest coraz lepiej, a i tak masz jeszcze trochę czasu. Jesteś niesamowita i wiem, że wygrałabyś to nawet w gipsie. - mówił. Automatycznie poczułam się nawet lepiej. - Jeżeli będzie coś nie tak, odpuścisz, ale wszystko jest na dobrej drodze, więc walcz. Dla mnie. Pamiętaj, że wierzę w ciebie. - powiedział, a ja poczułam jak od środka cała topnieję. Takiego wsparcia zawsze potrzebowałam i on mi je dawał. Nie wiem co by było, gdybym miała takie załamanie, nie mając go.
   - Wtedy znokautowałabym ją już po jednym ciosie... - szepnęłam z lekkim uśmiechem. - Obiecuję, Rafael. Dziękuję, że jesteś.

Rozdział jest, jeszcze zapraszam do siebie na podstronę, gdzie zostawiłam dla Was pewną wiadomość :) moje-coppernicana.blogspot.com

poniedziałek, 11 maja 2015

siete: solamente tu

   Tego dnia postanowiłam poleniuchować i pozwoliłam sobie poleżeć w łóżku. W końcu to był mój dzień, moje dwudzieste urodziny. Dopiero byłam małą dziewczynką, którą trzeba było się zajmować, ale niestety lata leciały, a ja byłam coraz to starsza... Tak to leci, że się nie obejrzę, a już będę miała czterdzieści lat. Gdy w końcu wstałam, zeszłam na dół i wzięłam do ręki swój telefon, który leżał na kuchennym blacie. Widniały tam dwie wiadomości, obie z życzeniami. Jedne od trenera, a drugie od bardzo dalekiej krewnej ze Stanów, która co roku pamiętała o moich i Nacho urodzinach. Gdy byłam młodsza, przysyłała paczki, a teraz same życzenia. Jednak liczyła się oczywiście pamięć. Musiałam przyznać, że byłam odrobinę zdziwiona, bo każdego roku już od rana na mojej skrzynce widniało kilka wiadomości, od najbliższych znajomych, Livii.. Nawet Nacho z Paulą się nie odezwali! No nic, dopiero było południe, więc mieli czas.
Moja lodówka zaczynała świecić pustkami. Zjadłam na śniadanie ostatek płatków zbożowych z końcówką mleka, ubrałam się i wyszłam na zakupy. W markecie nieopodal kupiłam te podstawowe produkty oraz trochę łakoci na nudne wieczory, które pewnie spędzę na leniuchowaniu przed telewizorem. Wcześniej sama, teraz częściej z Rafą.
Po zakupach wyszłam pobiegać i zostałam w parku. Usiadłam na jednej z ławek i wyjęłam słuchawki z uszu. Spojrzałam na ekran komórki. Zero powiadomień. Tak naprawdę było mi przykro, że mało kto pamiętał o moich urodzinach. Nie byłam jedną z tych ponuraków, którzy nie lubią tego dnia. Nadal drzemało we mnie małe dziecko, które cieszy się z głupich, chociażby najkrótszych życzeń czy cukierka.
Wybrałam numer Rafinhi. Jego nie winiłam za to, bo nie miał prawa wiedzieć o moich urodzinach. Nie byliśmy ze sobą długo i nie przypominam sobie bym kiedykolwiek wspominała mu o tym, kiedy je obchodzę. Odczekałam trzy sygnały, kiedy usłyszałam jego niski i cudowny głos.
   - Cześć, słońce. - Usłyszałam, przez co automatycznie się uśmiechnęłam i poczułam przyjemne ciepło na sercu.
   - Hej, Rafa. Co słychać? - zapytałam.
   - W porządku, właśnie wychodzę z klubu, bo zostałem jeszcze na siłowni, a u ciebie?
   - Nic takiego. Trochę biegałam, jestem teraz w parku i tak sobie pomyślałam, że może byśmy się dziś spotkali?
   - Oj... - mruknął. - Bardzo bym chciał, ale moja siostra dziś przyjechała i będę dziś u ojca, ale obiecuję, że jutro zabiorę cię na pyszny obiad i spędzimy razem cudowne popołudnie. Może być? - mówił smutnym tonem.
   - Nie ma sprawy, ale będziesz musiał się postarać. - zaśmiałam się.
   - Gwarantuję ci, że będziesz zadowolona. - zamruczał.
   - Trzymam cię za słowo! - uśmiechnęłam się. - Będę już wracać do domu, kończę. I możesz pozdrowić ode mnie swojego tatę i moją imienniczkę!
   - Nie ma sprawy. - Wyobraziłam sobie jak się do mnie uśmiecha. - To do jutra! - dodał, ja również się pożegnałam i rozłączyłam. Już miałam wstawać, kiedy mój telefon sam zadzwonił. Livia. Uśmiechnęłam się i odebrałam.
   - Musisz do mnie przyjść! Jest źle! - Słyszałam jej zapłakany głos.
   - Liv, co się stało? - Przestraszyłam się.
   - Proszę, przyjdź! - jęknęła.
   - Okej, będę za jakieś pół godziny. - powiedziałam cicho i się rozłączyłam. Zaczęłam biec do swojego mieszkania. W głowie miałam milion myśli, co mogło przytrafić się mojej przyjaciółce. Nie wiem czemu, ale pomyślałam od razu o tym, że coś się stało pomiędzy nią i Marciem... Wróciłam, wzięłam naprawdę szybki prysznic, wysuszyłam się, ubrałam i znów wyszłam, wsiadając w pierwszy lepszy autobus, który jechał pod dom Livii.

Gdy wpadłam do domu przyjaciółki, zastałam ją z rozmazanym makijażem i w rozsypce. Jej rodziców nie było, więc usiadłyśmy z herbatą w salonie i pozwoliłam się jej wypłakać. Miałam rację, bo chodziło o Marca! Piekielnie pokłócili się o jego byłą... Musiałam ją jakoś pocieszyć, choć zawsze powtarzałam, że nie jestem w tym dobra i nigdy nie wiem co powiedzieć.
Pod wieczór Livia poprosiła mnie byśmy poszły jednak do mnie, nie chce ryzykować, gdyby Marc miał tutaj do niej przyjść. Nie chciała z nim na razie gadać. Poczekałam aż doprowadzi się do porządku i wyszłyśmy. Wybrałyśmy spokojny spacer, więc chwilę nam zeszło, zanim dotarłyśmy do mnie.
Otworzyłam drzwi, obie weszłyśmy do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i dopiero wtedy włączyłam światło i o mało co nie dostałam zawału... Wszyscy, których w tym momencie zobaczyłam swoim salonie, razem z Livią, krzyknęli głośne "Niespodzianka!". Musiałam przyznać, że przez tę sprawę z Liv, całkowicie zapomniałam o swoich urodzinach! Zobaczyłam Sarę wraz z kilkoma chłopakami z salki, Sergiego z Coral, Gerarda, a nawet Neymar i Douglas, których poznałam na ostatnich imprezach i bardzo polubiłam, bo trzymali się z Rafinhą. Do tego partnerka tego drugiego, mój brat z Paulą, Rafael oraz Livia, która przytuliła się mocno do boku Marca.
   - Ty! - Wskazałam na przyjaciółkę, mierząc ją wzrokiem. - A ja ci uwierzyłam! - Prawie krzyknęłam, a ona się zaśmiała i wróciła do mnie, przytulając i składając życzenia.
   - Pewnie myślałaś, że zapomnieliśmy? - wyszczerzyła się i uścisnęła mnie jeszcze mocniej. - Musieliśmy to jakoś przygotować!
   - Powiedzmy.. - Pokręciłam głową i spojrzałam za stojącego za nią Bartrę. - A na ciebie wygadywała takie rzeczy...
   - Musiałem się poświęcić dla dobra sprawy. - Udał poszkodowanego. - Ale za to udowodniła, że nie tylko jest dobrą modelką, ale i aktorką. - dodał i przytulił mnie. - Wszystkiego dobrego, Thaisa!
 Zaraz po nich dostąpił mnie Nacho z Paulą, którzy stali przy mnie bardzo długo. Przestali mi składać życzenia dopiero wtedy, gdy zniecierpliwiony Gerard, domagał się powitania ze mną. Później już cała reszta ustawiła się w kolejkę, z czego chciało mi się śmiać.
   - Wszystkiego najlepszego. - Usłyszałam tuż za sobą cichy i niski męski głos. Należał do Rafy, którego nie było w życzeniowej kolejce. Czekał cierpliwie na uboczu, ciągle na mnie patrząc i uśmiechając się pod nosem. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem, a on wtedy zamknął mnie w mocnym uścisku.
   - Kłamca.. - westchnęłam, a on się cicho zaśmiał.
   - W tym co powiedziałem nie było ani krzty kłamstwa. - Zadowolony pokręcił głową. - Thaisa jest u ojca, byłem tam dziś, a jutrzejszy obiad nadal jest aktualny. - powiedział.
   - Wiemy, że chcecie się sobą nacieszyć i w ogóle, ale trzeba wznieść toast za solenizantkę. - podszedł do nas Neymar i wręczył po kieliszku z szampanem, po czym zaprowadził do do stołu, na którego środku stał duży tort ze świeczkami. Kazano mi pomyśleć życzenie i je zdmuchnąć. Co sobie zażyczyłam? Chciałam mieć ich wszystkich zawsze przy sobie, rodzinę i przyjaciół.

  Ostatni goście wyszli dopiero po północy. No prawie ostatni, bo był jeszcze Rafa. Gdy zamknęłam drzwi, piłkarz zniósł z salonu ostatnie zabrudzone szklanki i włożył je do zmywarki.
   - Jesteś kochany. - Uśmiechnęłam się do niego, podeszłam i skradłam mu całusa. - I jestem dziś pod wrażeniem zachowania mojego brata. Po raz pierwszy widział nas razem, o nic nie wypytywał i nie mówił nic głupiego...
   - Za bardzo na niego narzekasz... Nacho jest przecież w porządku. - Objął mnie i przyciągnął do siebie. - Może w końcu dotarło do niego, że jednak potrafisz o siebie zadbać?
   - Może... - Wzruszyłam ramionami. - Ale teraz chcę zobaczyć swoje prezenty! Cały wieczór na to czekałam! - Wyszczerzyłam się i pociągnęłam go za sobą. Usiedliśmy na sofie i wyjęłam wszystkie woreczki i pakunki, które były złożone pod szklanym stolikiem. Dostałam kwiaty, biżuterię, kosmetyki i inne drobiazgi. Jako ostatni został mi prezent od Livii i Marca. Była tam duża kartka z życzeniami, kolczyki i... Ona chyba zgłupiała.
   - Hej, co tam jeszcze masz? - zapytał zaciekawiony chłopak, bo tak nagle odłożyłam pakunek na bok.
   - Nie nic, nic. - Potrząsnęłam głową i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. - To wszystko.
   - Mylisz się. Nie znalazłaś tutaj prezentu ode mnie. - zaśmiał się i wstał. Podszedł do komody i zabrał z niej niewielki, ciemny woreczek, którego wcześniej jakoś tam nie zauważyłam. Usiadł z powrotem i mi go wręczył. Uśmiechnęłam się i zajrzałam do środka. Było tam czarne, podłużne i eleganckie pudełeczko. Wyjęłam je i otworzyłam. Była w niej bransoletka, cienka i delikatna. Wyjęłam ją i przyjrzałam się dokładnie czterem zawieszkom. Dwie literki, T oraz R, a także maleńka futbolówka i rękawica bokserska. Czułam jak samowolnie się uśmiecham. - Podoba się? - zapytał, a ja na niego spojrzałam.
   - Rafa, ja... - zaśmiałam się. - Nie wiem co powiedzieć. Jest cudowna! - pisnęłam, usiadłam okrakiem na jego kolanach i mocno się w niego wtuliłam. - Bardzo dziękuję!
   - Nie ma za co. - Odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka. - A teraz mi powiedz co jeszcze kupiła ci Livia?
   - Nie. - zaśmiałam się i pokręciłam głową.
   - Na pewno? - Uniósł brew, a ja pokiwałam głową. - Okej.. - powiedział zadowolony. Złapał mocno za moje nadgarstki i uniósł do góry, unieruchamiając mnie. W jego oczach widziałam ten błysk, a usta wygiął w swój cwaniacki uśmieszek. Miał przewagę, to fakt. Jednak może nie taką olbrzymią, jak mogłoby mu się wydawać... Pochyliłam się i delikatnie musnęłam jego wargi, po czym wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia. Chciałam odwrócić jego uwagę od pytania o prezent. Uśmiechnął się szeroko i to on wpił się w moje usta, całując tak łapczywie i zarazem namiętnie, jakby za chwile miało wszystko zniknąć. Zawsze przy jego pocałunkach czułam, że się unoszę i zapominam o wszystkim. Po chwili poluzował uścisk na moich nadgarstkach i swoje dłonie umieścił na moich biodrach, delikatnie je pocierając. Wsunęłam palce w jego włosy, a drugą dłoń położyłam na jego policzku.
Czułam jak jego ręce przesuwają się wyżej i dotykają skóry pod moją bluzką. Poczułam przyjemny dreszcz, który rozchodził się od dotyku jego opuszków palców, który działał na mnie hipnotyzująco. Miałam wrażenie, że nie wiedział na ile może sobie pozwolić, bo wcześniej ograniczaliśmy się tylko do pocałunków i przytulania się. Uwielbiam tego chłopaka całą sobą i jestem co do tego całkowicie pewna.
Zsunęłam swoje dłonie nieco niżej i chwyciłam za skrawek materiału jego T-shirtu, unosząc go do góry i odsłaniając po woli jego idealny brzuch i tors. Rzuciłam go gdzieś za siebie i pozwoliłam Rafie zrobić to samo z moją bluzką, po czym przylgnęłam cała do jego rozpalonego ciała. Nigdy nie byłam tak blisko z facetem i chyba odczuwałam lekki strach, zmieszany z podnieceniem. Czułam jak moje serce i oddech przyśpieszają, gdy bardzo delikatnie i wolno zsuwał z ramion paski mojego stanika. Ponownie przeniósł dłonie na materiał moich spodni, przez co od razu zatęskniłam za jego dotykiem na moim nagim ciele, który wywoływał u mnie ciarki i przyjemne dreszcze. Nagle przycisnął mnie mocniej do siebie i uniósł nas do góry. Automatycznie złapałam się za jego ramiona, a nogami kurczowo oplotłam jego biodra.
Przez całą drogę do mojego łóżka nie przestawał mnie całować, tocząc zawziętą walkę naszych języków i delikatnie masując przy tym moje podniebienie. Ułożył mnie na zimnej pościeli i zawisnął nade mną, patrząc na mnie, jakbym była jedyną kobietą na świecie i należała tylko do niego. Przez to wszystko czułam jak się czerwienię i zaczyna mi się robić gorąco. Pochylił się i dotknął wargami mojej szyi, składając na niej pojedynczy pocałunek, kolejny niżej, i niżej, i niżej... Poczułam go tuż przy krawędzi moich spodni i wtedy zaczął kreślić drogę powrotną do góry. Obsypywał mój dekolt i szyję gorącymi pocałunkami, a ja miałam wrażenie, że za chwilę się rozpłynę.
   - Rafinha... - szepnęłam, a on ledwo odczuwalnie złapał zębami za mój podbródek, a później lekko potarł czubek swojego nosa, o mój. - Rafa, ja nigdy... - Przerwał mi pocałunkiem, po czym uniósł lekko głowę i spojrzał mi głęboko w oczy.
   - Nigdy, przenigdy nie zrobię nic wbrew tobie. - powiedział niskim i lekko ochrypniętym głosem, a mnie znów zrobiło się od tego gorąco. Ciągle na mnie patrzył i czekał na jakąkolwiek moją reakcję. Uniosłam dłoń i położyłam ją na jego policzku.
   - Ale ja ciebie chcę. - powiedziałam pewnie. - Tylko ciebie. - dodałam z lekkim uśmiechem, a jego twarz automatycznie pojaśniała, znów zagościł na niej ten cwaniacki uśmieszek i wpił się w moje wargi.
Szybko pozbyliśmy się naszych spodni i zostaliśmy w samej bieliźnie. Ciągle czułam jego dłonie, które były chyba już wszędzie. W końcu dostały się do zapięcia mojego stanika i pozbył się go powolnymi ruchami, co działało na mnie niczym narkotyk. Jego dłonie i usta drażniły i za razem pieściły moje piersi, a ja czułam, że za moment rozpadnę się na milion kawałeczków. To i tak było nic, w porównaniu z tym co doświadczyłam w momencie gdy dotykał wewnętrznej części moich ud, tuż przy materiale koronkowych majtek, których chwilę później i tak nie miałam na sobie. Pomogłam mu pozbyć się jego bokserek, po czym splótł palce naszych dłoni i poczułam jak delikatnie we mnie wchodzi. Jęk stłumiłam wbijając zęby w jego ramię i paznokcie wolnej dłoni w jego gorące i czekoladowe plecy. Poruszał się we mnie tak, że odchodziłam od swoich zmysłów, mój oddech był coraz szybszy, a serce biło tak szybko, jakby chciało wyrwać się z mojej piersi. Kochał się ze mną tak delikatnie, długo i z uczuciem, co utwierdzało to, jakim jest cudownym facetem, co całkowicie stłumiło ból pierwszego razu.
Uderzała we mnie na przemiennie fala gorąca i zimna, czułam cholernie przyjemne dreszcze i skurcze, gdy on wypełniał mnie całą. W jednym momencie oboje wydaliśmy z siebie ostatni krzyk i Rafa opadł na materac tuż obok mnie. Wciąż ściskał moją dłoń, jakby nigdy nie chciał jej puścić. Leżeliśmy tak obok siebie przez kilkanaście sekund, próbując umiarkować swój oddech. Po chwili Rafa odwrócił się na bok i przyciągnął mnie do siebie, a ja mocni się w niego wtuliłam. Czułam się jakby wyczerpana ze wszystkich sił, ale mi było dobrze, szczególnie w jego objęciach i wdychając zapach jego skóry, który tak bardzo uwielbiałam.
   - Czerwony komplet bielizny. - powiedziałam cicho, prosto do jego ucha.
   - Hmm? - mruknął.
   - Prezent od Livii. - dodałam, po czym nastało kilka krótkich sekund ciszy i usłyszałam jego śmiech. Przesunął delikatnie wewnętrzną stroną dłoni po moim kręgosłupie, znów wywołując u mnie dreszcze i ucałował mój czubek nosa.
   - Słodkich snów. - szepnął, czym znów wywołał u mnie lekki uśmiech. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi i przymknęłam powieki, wsłuchując się w bicie jego serca i miarowy oddech.

Cztery dni! Tylko tyle dzieli mnie od rozpoczęcia praktyk i pożegnania się na jakiś czas ze szkołą! :)

czwartek, 23 kwietnia 2015

seis: loca por ti

  Zaraz po swoim treningu na salce wybrałam się do brata, a raczej Pauli, bo jego nie było. Najpierw pomogłam jej z przygotowaniem obiadu, a później zebrałyśmy suche pranie ze sznurków i składałyśmy je w dużym pokoju. Śmiałyśmy się razem i rozmawiałyśmy na różne tematy, a ona próbowała wyciągnąć ode mnie nawet coś o Rafie. Byłam nieugięta. Ufałam jej, bo była świetną przyjaciółką, ale też żoną mojego brata i pewnie nawet nieświadomie by coś mu sypnęła.
Wciąż byłyśmy w salonie, kiedy do domu wpadł Nacho, rozmawiając z kimś przez telefon. Chyba nawet nie zauważył naszej obecności, bo od razu popędził na górę do swojego gabinetu.
   - A temu co? - Uniosłam jedną brew. Paula od razu machnęła tylko ręką.
   - Pracuje tak od wczorajszego popołudnia. Chodzi o tego drugiego piłkarza, którego przejął. Nie wiem o co dokładnie. - Wzruszyła ramionami.
   - O Gerarda? - Zdziwiłam się.
   - No chyba tak.
   - Przepraszam cię na chwilę. - Uśmiechnęłam się lekko do bratowej i skierowałam się w stronę schodów, przez które przed chwilą śmignął mój starszy braciszek. Wyszłam powoli, zatrzymałam się przy uchylonych drzwiach do jego gabinetu i pchnęłam je, wchodząc bez pukania, ale zachowując ciszę. Ignacio siedział za biurkiem i słuchał co ktoś do niego mówi. Spojrzał na mnie i wskazał bym chwilę poczekała. Usiadłam więc na kanapie, stojącej tuż obok. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie siedział Rafinha, gdy pierwszy raz go tutaj spotkałam. Gdy to wylądowałam na jego kolanach, próbując nie dopuścić do tego, by Ignacio dowiedział się o tym, że złamałam jego zakaz. Na samą myśl, chciałam się szeroko uśmiechnąć.
   - Tak, wszystkie propozycje proszę przesyłać do mnie. Bardzo dziękuję i do usłyszenia. - Zakończył rozmowę i odłożył komórkę na blat biurka przed sobą. Oparł się o swój fotel i westchnął. - Jak treningi? - Uśmiechnął się do mnie lekko.
   - W porządku. Staram się nie obciążać tej ręki. - Skrzywiłam się. Nie chciałam się przyznawać do tego, że nadal ją czuję. Nie ciągle, a czasami. - O co chodzi z Deulofeu? - Zmarszczyłam brwi.
   - Nie powinienem na razie nic mówić.. - Pokręcił głowa, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Teraz, gdy stał się grubszą rybką, bo ma pod sobą dwóch sławniejszych piłkarzy, będzie udawał, że musi zachowywać tajemnice służbową, ale ja to ja. I tak mi powie.
   - Nacho... I tak się dowiem! Gines mówił, że ponoć obaj z Rafą mają wszystkie sprawy pozamykane z klubem.
   - No tak, ale Gerard stwierdził, że jest niedoceniany, bo trener woli wystawiać Munira. - Skinął głową. - Zarząd zgodził się na wypożyczenie, Gerard wyraził chęć, więc teraz moim zadaniem jest znalezienie dla niego odpowiedniego klubu. - dodał. Szczerze? Widziałam po nim, że go to wszystko przerażało. Wcześniej tylko czasami widywał się z zarządem w sprawie tych swoich dwóch młodzików z młodzieżowych drużyn, dla mnie załatwiał tylko sponsorów i uzgadniał walki, a teraz agentowanie Rafie i Deulofeu było nie lada wyzwaniem, szczególnie, że Gerard poczuł chęć przeniesienia.
   - Dasz radę, braciszku. - Uśmiechnęłam się do niego. - Tak się wybijesz, że niedługo takie sławy jak Casillas czy Messi będą prosić byś ich reprezentował. - Zażartowałam.
   - Oczywiście. - Również się zaśmiał. - Przepraszam cię Mała, ale muszę wykonać jeszcze jeden telefon.
   - Jasne, już się zmykam. - Puściłam do niego oczko i wyszłam na korytarz. W tym samym momencie poczułam wibracje swojego telefonu, który miałam w kieszeni na pośladku. Wyjęłam go i odczytałam wiadomość od Rafaela. "Dziś wieczór, plaża, księżyc, gwiazdy, Ty, ja... Oraz cała reszta ;) Mamy zaproszenie na imprezę. Masz ochotę?" Zaśmiałam się, patrząc w mały ekran. Z nim pójdę zawsze i wszędzie, gdziekolwiek! "A już myślałam, że chciałeś zagrać romantyka ;(" odpisałam, ciągle szczerząc się jak głupia. Oparłam się o ścianę i czekałam co odpisze. Chciałam się z nim podroczyć, choć nie wiedziałam jaki to będzie miało skutek, bo po nim można było się wszystkiego spodziewać. Był nieobliczalny w swoich pomysłach, ale to mnie tylko w nim kręciło. "Może chciałem? :P To jak?" Odpisał prawie od razu. "Pójdę :)" Odpowiedziałam i schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Mogłam się założyć, że Livia z Marciem też tam będą, bo gdzieżby ta dwójka opuściła jakąkolwiek balangę? Moja przyjaciółka pewnie już teraz zastanawia się, w co się ubierze i czy to na co postawi, będzie pasowało do ubioru jej partnera.. Już ją znałam na wylot, więc jeżeli nawet by mi zaprzeczała, ja wiedziałabym swoje.
Ja też powinnam się zacząć zastanawiać, co wybrać, ale ja jednak należałam do tego typu osób, które stają przed szafą na godzinę przed wyjściem i wybierają coś na szybko. Zawsze się to sprawdzało i wiem, że będzie sprawdzać w przypadkach luźnych wizyt czy imprez.

 Na ten wieczór jakoś zbytnie się nie stroiłam, bo przecież to miała być zwykła impreza na plaży. Ubrałam jasnoniebieskie, wytarte szorty i biały top, a na to narzuciłam jeansową kurtkę. Zamiast bielizny, od razu nałożyłam dwuczęściowy strój kąpielowy w marynarskim stylu i kolorach. Zabrałam swoja torbę i zeszłam na dół. Podeszłam do swojej kanapy i oparłam się o oparcie, a gdy zobaczyłam leżącego na niej Rafinhę z zamkniętymi oczami, automatycznie się uśmiechnęłam. Wyglądał przesłodko! Pochyliłam się nad nim i cicho zaśmiałam. Przyszedł trochę wcześniej niż powinien i kazałam mu zaczekać, tu na dole. Trochę się ze mną podroczył, ale grzecznie został w salonie.
   - Możemy już iść. - powiedziałam, a on tylko zamruczał. - Rafa... - przeciągnęłam z uśmiechem. Nawet nie zorientowałam się kiedy wyciągnął ręce, złapał mnie i przeciągnął przez oparcie tak, że po chwili leżałam idealnie na nim, ściśnięta przez jego silne ramiona.
   - Moglibyśmy zostać. - westchnął cicho.
   - Hej, leniuchu! Sam chciałeś iść. - zaśmiałam się i skradłam mu szybkiego buziaka, po czym on leniwie podniósł powieki. Jeszcze raz zamruczał i mnie pocałował. Oboje się podnieśliśmy, złapałam za jego dłoń i wyszliśmy z mieszkania. Tak, więc ruszyliśmy w stronę plaży, oboje się obejmując, rozmawiając i uśmiechając się do siebie.
 Dotarliśmy na miejsce dopiero po jakiejś godzinie. Na plażę z mojego mieszkania, stosunkowo nie było daleko, ale ciągle nas coś zatrzymywało. To Rafa chciał mi coś pokazać, to ja zauważyłam coś ciekawego. Ciągle coś podziwialiśmy lub śmialiśmy się z czegoś, tak jakbyśmy szli tą drogą po raz pierwszy. Może dlatego, że po raz pierwszy szliśmy tędy razem? Nie, stop! Czy ja właśnie odkrywam w sobie duszę romantyczki? Wypomnę mu to kiedyś, ale kiedyś...
Część plaży, na której odbywała się impreza była prywatna, a do celów rozrywkowych wynajmował ją nie kto inny jak Neymar wraz z Danim Alvesem. Na samym początku poznałam osobiście jeszcze kilku piłkarzy, później odnalazłam się z Livią, od której Rafa porwał mnie do wody.
Gdy zaczął zapadać zmrok, dookoła zapalono pochodnie, które dodawały nastroju. Sporo tańczyliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Później mój chłopak wtopił się grupkę swoich kumpli, a ja razem z Liv usiadłam przy barze, za którym stał wynajęty barman. Dostałyśmy po drinku, który swoją drogą był wyśmienity i zaczęłyśmy rozmawiać o dzisiejszym wieczorze oraz zbliżającym się pokazie, w którym Liv miała wziąć udział.
Chwilę później obok nas pojawiły się dwie młode dziewczyny, które wcześniej widziałam w licznej grupce, zaproszonej tutaj przez młodego napastnika z Brazylii. Jakoś nigdy nie byłam skora do podsłuchiwania cudzych rozmów, ale te dwie mówiły tak głośno, że z przyjaciółką przerwałyśmy naszą rozmowę i zaczęłyśmy słuchać słów tych dwóch. Co chwilę zerkałyśmy na siebie i uśmiechałyśmy się pod nosem. Opowiadały o swoich przeżyciach, jakby co najmniej były dawno po trzydziestce i miały do czynienia z setką facetów, a wyglądały na młodsze od nas. W sumie... Może i z tyloma miały... Zaczęły też obgadywać co drugiego chłopaka tutaj, stawiając każdemu jakieś cyferki z ich rankingu. I byłoby wszystko okej, gdyby ta która stała bliżej mnie, nie zaczęła się zachwycać Rafaelem, który jak cała męska reszta, chodził bez koszulki. Zaczęła wymieniać każdą jego fizyczną zaletę, a na końcu zaczęła mówić, co by to z nim nie robiła.. We mnie zaczęło się kotłować i Livia to widziała. Odwróciłam się lekko w stronę tych dziewczyn, a Livia tylko lekko mnie szturchała, bym nic nie robiła.
   - Podejdę do niego, użyję mojego czaru, a później sprawię, że nie zapomni tej nocy. - Zachichotała do swojej koleżanki.
   - Woli brunetki. - powiedziałam niby obojętnie i upiłam łyk mojego drinka. Blondynka automatycznie odwróciła się do mnie i zmierzyła wzrokiem.
   - To było do mnie? - zapytała wyższym tonem.
   - Nie, tylko się zakrztusiłam. - odpowiedziałam ostro i spojrzałam na nią.
   - Masz coś do mnie?
   - Tylko to, byś zmieniła swój obiekt westchnień. - rzekłam na tyle grzecznie, na ile było mnie wtedy stać, czując na swoim ramieniu dłoń Livii.
   - A ty co, jego dziewczyna? - zaśmiała mi się prosto w twarz, a ja zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
   - Może.. - warknęłam.
   - Posłuchaj sobie, nie takie wagony się odczepiało. - odrzekła bardzo pewnie, a we mnie włączył się agresor.
   - Posłuchaj sobie... - Wymierzyłam w nią palcem i w tym samym momencie poczułam jak ktoś mnie łapie i przewiesza sobie przez ramię. Zdezorientowana widziałam tylko jak oddalam się do baru, gdzie tamta blondynka stała z szeroko otwartymi oczami, a moja przyjaciółka głupio się uśmiechała. Rozpoznałam umięśnione i czekoladowe plecy mojego porywacza, po czym wypuściłam z siebie całe powietrze. Musiał to widzieć... - Rafinha, co ty robisz? - westchnęłam.
   - Czym cię ta laska tam wkurzyła? - zapytał, nadal idąc przed siebie.
   - Jeju, nieważne... - jęknęłam i wywróciłam oczami, a on odstawił mnie na ziemię, objął i prowadził dalej, oddalając się od imprezujących ludzi. - Po prostu przeprowadziłam z nią pewną kulturalną pogawędkę.. - zaakcentowałam.
   - Widziałem, że byłaś wściekła i przez chwilę nawet pomyślałem, że masz ochotę jej dołożyć. - zaśmiał się cicho i mocniej do siebie przytulił. - Teraz będę się zastanawiał, o co mogłaś się z nią pokłócić! Tak właściwie to znasz ją?
   - Nie. - odparłam pewnie. - I tak, przeszło mi to przez głowę... Ale pomyślałam tym razem o konsekwencjach, a poza tym, ty byłeś na miejscu i mnie od tego odwiodłeś.
   - Bohater ja. - wyszczerzył się. - Ale teraz tak serio, o co się z nią posprzeczałaś, skoro się nie znacie?
   - Rafa, to naprawdę nie jest ważne. - Spojrzałam na niego.
   - A mam się wrócić i zapytać o to Livię?
   - Rafa... - jęknęłam, złapałam go za dłoń i się zatrzymałam. Wiedziałam, że moja przyjaciółka z wielką chęcią by mu wszystko wyśpiewała, więc chyba wolałam zrobić to sama. - Byłam zazdrosna... - wymamrotałam pod nosem, a on zmarszczył brwi, jakby niedosłyszał. - No zazdrosna byłam.. - Wywróciłam oczami.
   - Zazdrosna? - zaśmiał się. - Zazdrosna, ale o co?
   - Bo ta laska chwaliła się tej drugiej, że... - przerwałam i westchnęłam. Było mi głupio o tym mu opowiadać! - No po prostu, że dziś cię wyrwie i tak dalej. - Wywróciłam oczami. On najpierw parzył na mnie, jakbym mówiła nie wiadomo o czy, ale po chwili szeroko się uśmiechnął.
    - A więc byłaś zazdrosna o mnie? - Śmiał się, a ja się chyba trochę zaczerwieniłam. - Przyznaję, zaimponowało mi to, że walczysz o swoje.
    - Ej, ale to nie jest zabawne! - warknęłam naburmuszona, a on zbliżył się i mocno mnie do siebie przytulił.
   - No dobrze, dobrze. Nie jest. - powiedział i ucałował mnie w czubek głowy.
 Spacerowaliśmy jeszcze chwilę po okolicy. Piłkarz obiecał, że nie będzie o tym wprost wspominał, ale i tak znajdował sposób, by mi o tym przypomnieć, po czym zawsze obrywał w ramię. Śmiał się ze mnie, a mi się robiło głupio.
Wracaliśmy już do naszych przyjaciół, kiedy podbiegł do nas Neymar i poprosił mnie o chwilowe wypożyczenie Rafaela, bo chce by przybił jego zakład z Adriano. Rafa powiedział, że zaraz wróci, a ja postanowiłam poczekać na niego przy barze, gdzie nadal widziałam Livię. Obok niej był oczywiście Marc. I na szczęście nie było tam już tych dwóch dziewczynek...
   - Oj Mała, Mała... - Livia pokręciła głową, gdy tylko usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu. - Jeszcze cię nigdy takiej nie widziałam. - zaśmiała się.
   - Takiej? - Zmarszczyłam brwi i upiłam odrobinę swojego drinka, który wciąż stał na blacie.
   - No zakochanej! Tak się w nim zadurzyłaś, że poszłabyś za nawet i do piekła!
   - Dlaczego akurat do piekła? - zdziwiłam się.
   - Bo przecież w niebie nie wypada grzeszyć. - Modelka poruszyła brwiami, stojący za nią Bartra zaczął się śmiać, a ja pokręciłam głową. Po chwili pojawił się też i mój piłkarz, zapytał dlaczego się śmiejemy, ale ja zamknęłam temat. Na dziś już wystarczająco się o mnie wysłuchał.

***
Szkoła to istne zło, szczególnie sprawdziany z historii... 
Czekam na Wasze komentarze, dotyczące rozdziału ;)

niedziela, 5 kwietnia 2015

cinco: corre

  Jednak się cieszyłam, że Paula namówiła mnie na małe zakupy, bo teraz musiałabym czekać do późna aż moje ubrania wyschną. Kupiłam nowe leginsy i czerwono-czarną koszulę w kratę, więc tak ubrana ruszyłam do swojego mieszkania. Gdy byłam w połowie drogi, usłyszałam dzwonek w moim telefonie, informujący o nadejściu SMSa. Wyjęłam go z małej torebki i spojrzałam na mały ekranik. Wiadomość okazała się być od Rafaela! Tak, muszę z nim pogadać! Zapytał czy jestem jeszcze u brata i czy mam wolny wieczór, ale ja zamiast mu odpisywać, automatycznie wybrałam jego numer. Przyłożyłam komórkę do ucha i czekałam aż odbierze.
   - Cześć, Thaisa - Usłyszałam od razu w słuchawce. - A raczej, panna zmokła - zaśmiał się.
   - Hej, uważaj sobie! - zawołałam, udając oburzoną. - Skąd mogłam wiedzieć, że akurat będziesz tam ze swoim tatą? A tak poza tym... To co twój tato o mnie słyszał?
   - Oj, Mała! - zaśmiał się. - Nic takiego..
   - Rafinha! - zawołałam.
   - Opowiem ci, jeżeli zgodzisz się spotkać - powiedział. - Tak przykładowo teraz?
   - Konkretny jesteś - zaśmiałam się. - Jestem niedaleko tego parku, gdzie kiedyś siedzieliśmy. Może spotkajmy się w tym samym miejscu? - zaproponowałam.
   - No dobrze, więc spotkajmy się na miejscu. Pa, Mała - rzucił, a ja wyobraziłam sobie jak się wtedy słodko uśmiecha. Zaśmiałam się sama pod nosem i ruszyłam w kierunku parku. Na szczęście ławka, na której siedzieliśmy ostatnio była wolna, więc usiadłam i czekałam na niego. Nie minęło kilka chwil, a obok mnie pojawił się duży, brązowy golden retriever, który usiadł oboł ławki, przekręcił głowę i na mnie popatrzył, a po tym nagle się poderwał i radośnie zaczął merdać ogonem z wywalonym na wierzch językiem. Był śliczny! Uśmiechnęłam się i obejrzałam w poszukiwaniu jego właściciela. I wtedy zobaczyłam Rafinhę, który w jasnych spodniach i błękitnym T-shircie, z czarującym uśmiechem i smyczą w dłoni kroczył w moją stronę. Automatycznie sama szeroko się uśmiechnęłam na jego widok.
   - Nie wiedziałam, że masz psa - zawołałam do niego.
   - Bo nie mam - uśmiechnął się, przeskoczył przez oparcie ławki i usiadł obok mnie. Czy on na każdym kroku musi udowadniać jaki jest perfekcyjny? - To Brownie, pies mojego ojca. Właśnie byłem z nim na spacerze. To był jakiś znak, że oboje pomyśleliśmy akurat o tym miejscu - wyszczerzył ząbki i obrócił się bokiem, by móc na mnie patrzeć.
   - Jest śliczny! Mogę? - Wskazałam na zwierzę, a on skinął głową. Przysunęłam się do krawędzi i pogłaskałam go po łebku. - Zawsze marzył mi się pies - powiedziałam.
   - To świetni kompani - odpowiedział chłopak. - Więc czemu nigdy nie namówiłaś brata na niego?
   - Bo na początku nie chciałam mu zwalać na głowę jeszcze zwierzaka. Miał się już kim zajmować - Wzruszyłam ramionami. - Później przeprowadziliśmy się tu z Girony, Nacho dostał dobrą pracę, ja zaczęłam trenować. Nie mielibyśmy dużo czasu dla niego, jednak marzenie małej dziewczynki pozostało - Machnęłam ręką. - Ale ty mnie tu nie zagaduj! - Udałam powagę. - Co nagadałeś swojemu tacie o mnie? - Dźgnęłam go palcem w sam środek torsu.
   - Że poznałem świetną dziewczynę, śliczną, inteligentną - zaczął wyliczać. - Z pasją, z prześlicznymi oczami...
   - Rafinha! - pisnęłam zawstydzona. Czułam, że zaczynam się rumienić.
   - Tak, więc jakie rasy psów ci się podobają? - zaśmiał się.
   - Labladory, ale najbardziej husky... Nie zmieniaj tematu! - Przymrużyłam powieki. - Naprawdę tak powiedziałeś swojemu ojcu?
   - No tak - Wyszczerzył się. - Wyśmiał mnie, ale dziś przyznał jednak rację co do ciebie!
   - Niech ci będzie, ale... Naprawdę tak myślisz czy po prostu tak powiedziałeś? - Zapytałam ciszej.
   - Ja zawsze mówię co myślę - Mrugnął do mnie powieką i lekko się przysunął.
   - Więc teraz o czym myślisz? - Uniosłam brew.
   - O tym jak bardzo chciałbym cię pocałować - odpowiedział pewnie i tak spokojnie, przez co ja cała zastygłam. Wbił we mnie swój przeszywający i zarazem łagodny wzrok, czekając na jakąkolwiek reakcję lub odpowiedź z mojej strony.
   - Więc to zrób - szepnęłam i spojrzałam w jego brązowe tęczówki, w których od razu zauważyłam iskierki, po czym nagle poczułam jego usta na swoich. Wpił się w nie tak łapczywie, ale po chwili pocałunek stał się delikatny i namiętny, przez co poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele. Jeszcze nigdy... Wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy się nie całowałam, a Rafa... Był zdecydowanie najlepszym kandydatem do pierwszego pocałunku! - Błagam, by mój brat tego nie spartolił - szepnęłam, a Rafinha otarł czubek swego nosa o mój i cicho się zaśmiał.
   - Dlaczego?
   - Bo zawsze był za bardzo nadopiekuńczym bratem, który nie dopuszczał do mnie chłopaków, nie bliżej jak metr - zachichotałam.
   - Hej, ale mnie chyba lubi, co? - Założył kosmyk moich włosów za ucho.
   - Lubi, ale po prostu się o mnie martwi. Z resztą sam mnie wypytywał czy my czasem aby... - Przerwałam i nagle się zaśmiałam. - Myślę, że nie zrobi sceny - dodałam, a on sam się uśmiechnął i przysunął mnie do siebie i znów pocałował. Znów poczułam jego słodkie i miękkie usta, których smak zapewne nie zapomnę przez bardzo długo.

  Zazwyczaj jest tak, że jeżeli widzimy się z kimś codziennie, staje się to z czasem nudne i monotonne. Na szczęście nie był to ten przypadek, bo od tygodnia całe wieczory spędzałam w towarzystwie, uwaga, mojego chłopaka. Wychodziliśmy na spacery, ogrywałam go w scrabble, sącząc sobie przy tym delikatne i słodkie wino, a nawet raz wybraliśmy się na podwójną randkę do kina razem z Marciem i Livią. Obiecałam bratu, ale... Ale nic mu na razie nie mówiłam o tym, że na poważnie spotykam się z Alcantarą. Na razie nic nie musi wiedzieć, żeby temu wszystkiemu nie zapeszyć. Rafinha jest naprawdę świetnym facetem, który potrafi w jednej chwili rozśmieszyć mnie do łez, a w drugiej poważnie porozmawiać. Musiałam przyznać, że wcześniej nie miałam jasno postawionego ideału mężczyzny, ale w tym momencie wiem, że stał się nim właśnie Rafael. Wyższy ode mnie, ciemnoskóry, z zarostem, z bosko wyrzeźbionym ciałem, hipnotyzującymi, brązowymi oczami, cudownym uśmiechem, zajebistym poczuciem humoru i wieloma innymi cechami, które posiada Alcantara. Czego tu chcieć więcej?
  Chodziłam cała w skowronkach, ale nie tylko dlatego, że mam chłopaka, ale mogłam w końcu wrócić do normalnych treningów! Rafa pojechał na presezonowe mecze, a ja sama zajęłam się swoimi treningami. Dużo rozmawialiśmy wieczorami przez skype, a razem z Livią oglądałyśmy każdy mecz.
 Tego dnia siedziałam od rana w salce. Śniadanie zjadłam jeszcze w mieszkaniu i prosto udałam się tam. Trenowałam do południa, a później poszłam z Sarą na dobry obiad. Zaliczyłyśmy jeszcze rundkę po sklepach, na którą namówiła nas Livia i wróciłyśmy na trening. Na początku troszeczkę się obijałyśmy i wchodziłyśmy w głupie i zabawne kłótnie z dwiema pozostałymi dziewczynami, Melissą i Alicią. Tamte dwie zachwycały się, że idą wieczorem na wielki podryw, a na nas patrzyły z góry.
   - Mała, co to mówiłaś? - Sara lekko się uśmiechnęła do mnie. - Twój facet gra zawodowo w piłkę? - zapytała głośniej, tak by tamte usłyszały. Od razu załapałam, że zrobiła to by dopiec tamtym.
   - Oczywiście! Seksowny i mega utalentowany - zachichotałam, a tamte zamruczały coś pod nosem, że i tak nie wierzą, po czym wróciły do swoich zajęć, a my zaczęłyśmy się z nich śmiać.
  Troszeczkę później wpadł Ignacio, z którym chwilę pogadałam, popatrzył na mój trening, porozmawiał jeszcze z trenerem i uciekł z powrotem do domu.
   Wieczorem, gdy trener zarzucił mi tempo, dosłownie wylewałam z siebie cały pot. Miałam przed sobą manekina, na którym mogłam się wyżyć. Dookoła zebrało się kilka osób, które już skończyły swoje ćwiczenia. Sara stała niedaleko, dwie pozostałe dziewczyny siedziały kawałek dalej na ławce, a gdzieniegdzie stali chłopcy.
   - Thaisa, praca nóg! - słyszałam głos trenera, który stał na gumowym tułowiem na rurze. - Ładnie, ale odciąż lewą rękę! Uważaj, jeżeli nie chcesz znów jej zepsuć - warknął, bo zadałam mocy cios kontuzjowaną ręką. Uderzyłam jeszcze kilka razy i odskoczyłam, ciężko dysząc, słysząc jak moje serce wali niczym oszalałe. Byłam cała mokra i czułam, że jak położę się do łóżka, nie wstanę przez następne sto lat. I w tym samym momencie usłyszałam jak ktoś za mną zaczyna bić brawo. Lekko zdziwiona, odwróciłam się i zobaczyłam opartego o barierkę, oddzielającą to stanowisko, uśmiechniętego Rafaela.
   - Rafa! - pisnęłam, szeroko się uśmiechając. Oderwał się i podszedł do mnie, mocno mnie przytulając. To nic, że właśnie robimy scenę na środku salki, ale nie widzieliśmy się ponad tydzień, a poza tym, mieli wracać jutro rano! - Co ty tutaj robisz? Mieliście być jutro! - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Ale jednak wróciliśmy dziś i mogłem zrobić ci niespodziankę - zaśmiał się, a ja uwolniłam się z jego uścisku i pociągnęłam w stronę trenera.
   - Trenerze, przedstawiam panu mojego chłopaka, Rafael Alcantara - powiedziałam z dumą w głosie, a oni uścisnęli sobie dłonie. - Rafa, poczekaj na mnie chwilkę, tylko doprowadzę się do porządku - zwróciłam się do Brazylijczyka, a ten przytaknął, więc ruszyłam w stronę korytarza z szatniami. Gdy mijałam Sarę, ta uśmiechnęła się do mnie szeroko i uniosła kciuk do góry. Puściłam do niej oczko i zniknęłam za drzwiami. W tempie błyskawicznym, wzięłam prysznic, wysuszyłam się, ubrałam i spakowałam swoje rzeczy do torby, bo przecież nie mogłam pozwolić Rafie tak długo na siebie czekać.
  Wyszłam z pomieszczenia z torbą na ramieniu i zobaczyłam, że w miejscu, gdzie wcześniej ćwiczyłam, widownia podeszła bliżej, mojego byłego przeciwnika naparzał nie kto inny jak Rafinha! Podeszłam bliżej, stanęłam obok Sary i szeroko się uśmiechnęłam. Był w samych spodenkach, jego koszulka była przewieszona przez drążek niedaleko, a na rękach miał rękawice jednego z chłopaków. Musiałam też przyznać, że radził sobie bardzo dobrze! Ta postawa, te ruchy... A tors? Idealnie wyrzeźbiony i umięśniony! I ten jego wzrok, taki skupiony i zawzięty.
   - Szczerze przyznam, że gdy zdejmował koszulkę zaniemówiłam, ale tamte dwie - Wskazała na Ali i Mel. - Prawie umierały - zaśmiała się. - Chyba ci uwierzyły i zaraz zzielenieją z zazdrości!
   - Ale dlaczego on właściwie to robi? - Spojrzałam na nią.
   - Sama nie wiem, ale rozmawiał przez chwilę z trenerem, z czegoś się pośmiali i później już tylko zostałam oślepiona blaskiem jego klaty! - jęknęła, a ja znów przeniosłam wzrok na mojego walczącego faceta, który wyglądał przecudownie. Zadał jeszcze kilka ciosów i odskoczył, odwracając się i od razu natrafił na moje spojrzenie, po czym szeroko się uśmiechnął. Zaśmiałam się do niego, a on oddał rękawice i naciągnął na siebie koszulkę. Ponownie uścisnął dłoń z trenerem, a później podszedł do mnie. Przedstawiłam ich sobie z Sarą i skierowaliśmy się do wyjścia. Alcantara zabrał ode mnie torbę, przewiesił sobie ją przez ramię i złapał moją dłoń.
   - Ty mi powiedz, gdzie się tak nauczyłeś boksować? - Spojrzałam na niego uśmiechnięta, gdy przekraczaliśmy próg salki.
   - Kiedyś próbowałem różnych rzeczy, taka odskocznia od piłki. I właśnie między innymi, trochę tego sportu - Uśmiechnął się do mnie.
   - Ale muszę przyznać, że dobrze sobie w tym radzisz - Wyszczerzyłam się. - I pomogłeś mi dopiec dwóm ciziom z salki!
   - Tym co siedziały na ławce? Wyglądały na wredne!
   - I takie są! - zawołałam. - Miały na ciebie ochotę - Uderzyłam go lekko w ramię.
   - Tak? Nie zauważyłem - Zrobił minkę niewiniątka. - I tak nie miałyby szans... - westchnął ciężko.
   - Doprawdy? Dlaczego nie miałyby szans? - Przymrużyłam powieki.
   - Jesteś może głodna? Zabieram cię na dobrą kolację!
   - Hej, nie zmieniaj znów tematu - Znów oberwał w ramię. - Odpowiedz!
   - No dobrze - Uśmiechnął się tajemniczo, puścił moją dłoń i objął mnie ramieniem. - Była tam taka jedna, z którą tamte się nie równają niczym!
   - Mam być zazdrosna? - zachichotałam. Poczułam przyjemne ciepło wewnątrz mnie, spowodowane słowami piłkarza. Rafinha był słodki i potrafił poprawić humor.
   - Zazdrosna? - zapytał i się zatrzymał z bardzo poważną miną. Spojrzałam na niego pytająco, a on w tej chwili pochylił się i wpił się w moje usta. Musiałam przyznać, że byłam lekko zaskoczona jego nagłym pocałunkiem, ale po chwili lekko rozchyliłam wargi i pozwoliłam sobie na pieszczoty jego języka.
   - To jak z tą kolacją, panie Alcantara? - szepnęłam z uśmiechem, otwierając oczy.
   - Zapraszam na pizze - zamruczał cicho i znów złapał za moją dłoń, posłał mi swój czarujący uśmiech i poprowadził za sobą prosto to jednej z pobliskich pizzerii. Powtarzam to po raz kolejny - z nim nie można było się nudzić i nim nie można było się znudzić! Był kochany i naprawdę nie wiedziałam, co takiego zrobiłam, że w nagrodę trafił mi się taki facet.


I wiecie co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Najpierw wstępnie wymyśliłam opowiadanie z bokserką w roli głównej, a później Rafa wstawił ten filmik, czym utwierdził mnie w tym projekcie :) I jak tu takiego nie kochać? <3

wtorek, 24 marca 2015

cuatro: la curiosidad

  Wstałam dosyć dziwnie wcześnie, jak na mnie i postanowiłam trochę pobiegać. Brakowało mi wszystkich treningów, ale biegać mogę. Ubrałam dresy i wyszłam z domu. Najpierw po woli wybiegłam z osiedla, a później skierowałam się do parku. O tej porze, prócz ludzi śpieszących się do pracy, skracających sobie drogę przez park, byli tylko biegacze. Było ciepło i słonecznie, więc spotkałam ich sporo. I wtedy nagle ogarnęła mnie jedna myśl... Czy jeżeli piłkarze mają rano treningi, to czy też wcześniej wstają by sobie pobiegać i utrzymać kondycję? W sumie nie wiem czemu o tym pomyślałam. Piłką nożną interesowałam się tylko trochę, a tych wszystkich piłkarzy kojarzyłam z widzenia przez mojego brata, który dosłownie jest maniakiem tego sportu. I nie wiem czemu też w tym momencie pomyślałam o Rafinhi... Nie, to za wiele! Koniec myślenia o piłce i piłkarzach! Thaisa, masz się skupić na wyzdrowieniu i przygotowaniu się do walki!
Po czterdziestu minutach byłam już na plaży, gdzie przesiedziałam całkiem długo. Było już koło dziesiątej gdy pojawiłam się z powrotem pod domem, gdzie spotkałam Livię.
   - Ja to mam wyczucie kiedy przyjść - wyszczerzyła się dziewczyna, a ja wstukałam kod by otworzyć drzwi.
   - To zależy - popatrzyłam na nią. - Co tak wcześnie? - zapytałam, wchodząc po schodach.
   - Bo chciałam ci wcześniej o tym powiedzieć, byś mogła się przygotować!
   - Ale do czego? - zmarszczyłam czoło.
   - Spokojnie, po kolei - uśmiechnęła się. - Marc już jest na treningu i tam okazało się, że jego któryś kumpel robi domówkę pożegnalną, bo ma być na jakimś wypożyczeniu i zaprasza mnie bym mu towarzyszyła. Poprosił mnie też o twój numer.
   - A na co Bartrze mój numer? - znów zrobiłam głupią minę i włożyłam klucz do drzwi, by otworzyć swoje mieszkanie.
   - Nie Bartrze, a Rafinhi! Chce cię zaprosić, ale oczywiście nic o tym nie wiesz! - wycelowała we mnie palcem. - Więc spodziewaj się popołudniu telefonu od niego - uśmiechnęła się słodko. - Czyli dziś się bawimy! 
   - Czyli Nacho jak się dowie, znów będzie mruczał... 
   - Nie będzie, bo to przecież prywatna zabawa w domu piłkarza. I pewnie będą tam sami piłkarze i ich laski, a nawet jeżeli coś by się podziało, to sami się nie wydadzą - Wywróciła oczami. 
   - No dobrze. Więc jeżeli zadzwoni to się zgodzę, okej? Zadowolona? 
   - Bardzo - powiedziała wyszczerzona Livia i zaczęła grzebać w mojej lodówce. Czasami jej zazdrościłam... Mogła jeść i jeść, a wcale nie tyła! Gdyby ktoś zobaczył ile ona w siebie ładuje, nigdy by nie powiedział, że jest modelką!

   Odłożyłam na szafkę tusz do rzęs i jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam na sobie czarne rurki, biały, długi top i jasnoniebieską jeansową kurtkę. Poprawiłam jeszcze swoje rozpuszczone włosy i w tym momencie usłyszałam brzęk swojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Dostałam wiadomość od Rafy, że czeka już pod blokiem. Zabrałam więc małą, czarną torebkę na pasku i schowałam do niej telefon i portfel, a klucze wzięłam do ręki.
  Faktycznie, Rafael zadzwonił do mnie zaraz po swoim treningu i na początku trochę czarował, flirtował i dopiero później zapytał czy wybiorę się z nim na imprezę do Tello, który wyjeżdża do Porto razem ze swoją dziewczyną i córeczką. Tak jak obiecałam przyjaciółce, zgodziłam się i umówiłam z Rafą, że po mnie przyjedzie.
  Wyszłam z budynku i od razu zauważyłam piłkarza, opartego o maskę dużego i szarego audi. Miał na sobie jeansy i biały T-shirt, więc od razu w myślach stwierdziłam, że udało nam się dziś do siebie dopasować... Wizualnie!
  Podeszłam do niego i przywitałam się, całując go w policzek. Pośpieszył się i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Zaczekał chwilę aż wsiądę i zamknął je za mną, po czym dopiero wsiadł na miejsce kierowcy.
   - Ślicznie wyglądasz, wiesz? - uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie.
   - Dziękuję - spojrzałam na niego. - Muszę przyznać, że ty też niczego sobie - zaśmiałam się.
   - Starałem się - Puścił do mnie oczko i wyjechał z miejsca parkingowego. - Nawet się ogoliłem! - dodał dumnie.
   - Dla mnie? - zaśmiałam się. - Inaczej byś tego nie zrobił? - Nadal się śmiałam,
   - No wiesz, ja i tak robię to częściej niż mój brat, bo nasza mama się śmieje, że czasem trzeba go ganiać z maszynką - odparł rozbawiony.
   - Jeżeli o mnie chodzi, to wcale nie musisz tego tak często robić - powiedziałam tajemniczo.
   - Czyżbym wyczuł aluzję? - zapytał niskim tonem, a ja się tylko uśmiechnęłam pod nosem i już się nie odzywając, wbiłam wzrok w szybę. Niewinny flirt? Gdy Rafa jest w pobliżu, to samo tak jakoś wychodzi!
  Pojawiliśmy się razem w mieszkaniu napastnika i od razu zostałam wszystkim przedstawiona. Dostałam do ręki szklankę z drinkiem i nakazano mi się od progu dobrze bawić. Livia z Marciem byli już na miejscu, więc nie miałam problemu z wkręceniem się w towarzystwo.
  Tańczyłam, rozmawiałam z innymi i faktycznie dobrze się bawiłam, ale w pewnym momencie poczułam, że muszę chwilę ochłonąć, a poza tym, poczułam swój nadgarstek... Wyszłam do kuchni, gdzie było pusto i było uchylone okno. Oparłam się o szafki i nalałam sobie czystej wody do szklanki i wbiłam wzrok w okno, patrząc na ulicę.
   - Tutaj jesteś - Usłyszałam głos Rafaela, który wszedł do pomieszczenia.
   - Chciałam chwilę odsapnąć - uśmiechnęłam się do niego. - Jak się bawisz?
   - Dobrze, ale zazwyczaj tak jest na naszych imprezach - wyszczerzył się. - Mamy swoje towarzystwo, czasem pojawiają się nowe twarze. Tym razem to ty i Liv - dodał i oparł się obok mnie. - A ty, jak się bawisz?
   - Jest fajnie, bo pomimo tego, że widzę większość po raz pierwszy, nie czuję się obco.
   - Bardzo się cieszę. Na następną, u kogokolwiek będzie, też jesteś zaproszona.
   - Trzymam za słowo - zaśmiałam się, wytykając mu palcem w klatkę piersiową, a ten przesunął się tak, że stanął dokładnie naprzeciw mnie i tak przeszywająco spojrzał.
   - Możesz być pewna, że dotrzymam słowa - uśmiechnął się słodko i miarowo przybliżył. Byłam prawie pewna, że za chwilę mnie pocałuje. Lekko przygryzłam dolną wargę i czekałam aż to zrobi. Pewnie gdybym o tym wcześniej pomyślała, przerwałabym to, ale teraz czuję, że nie potrafiłabym zaprotestować.
   - Ej, widzieliście może... - Usłyszeliśmy głośny głos Deulo, który wparował do kuchni i tak nagle od siebie odskoczyliśmy. - Perdon, chyba przeszkodziłem.. - dodał i wrócił z powrotem do reszty, a ja spojrzałam z lekkim uśmiechem na pomocnika, a on odpowiedział mi tym samym.
   - Chodźmy zatańczyć - powiedziałam, złapałam go za rękę i pociągnęłam do dużego pokoju. No i nici były z romantycznego pocałunku!

   Otworzyłam oczy, bo zdawało mi się, że ktoś puka do drzwi. Chwilę nasłuchiwałam, ale to się nie powtórzyło, więc z powrotem zamknęłam powieki, ale jednak usłyszałam to ponownie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Livia, która u mnie nocowała, właśnie się obudziła i cicho jęknęła. Wczoraj wróciłyśmy we dwie do mnie taksówką, bo ta posprzeczała się trochę z Marciem, bo ponoć za długo tańczyła z jego kolegami.. Szczerze? Wyśmiałam ich razem z Rafą, ale jednak zabrałam ją do siebie.
   - Otwórz, bo mnie zaraz coś trafi - mruknęła.
   - Sama sobie otwieraj - warknęłam i nakryłam głowę poduszką.
   - To twoje mieszkanie - odparła i zabrała ze mnie całą kołdrę, owijając się nią w klasyczny kokon. Wypuściłam całe powietrze z płuc i zwlekłam się z łóżka, zeszłam na dół po schodach i już nawet nie zważając na to, że wyglądam pewnie jak upiór z opery, podeszłam do drzwi i otworzyłam. W progu zobaczyłam samego Marca Bartre.
   - Serio? - jęknęłam. - Nawet już nie pytam skąd masz mój adres - zauważyłam. - I tak, jest u mnie - Wywróciłam oczami, wyprzedzając każde jego słowa, które pewnie chciał wypowiedzieć. Cofnęłam się i wpuściłam go do środka. Wszedł, pokierowałam go na antresolę i sama weszłam do swojej kuchni by napić się soku. Oparłam się łokciami na blacie wysepki, piłam sok pomarańczowy i słuchałam jak Livia wylewa do piłkarza swoje żale. Ten ją wysłuchał, przeprosił, powiedział, że nie miał racji, chyba był buziak na zgodę i po chwili zeszli na dół. Stwierdziłam, że jak już tutaj są, to zapraszam ich na śniadanie, więc Livia zamknęła się w łazience by się ogarnąć, a ja nagoniłam jej piłkarzyka do pomocy przy robieniu tostów.
   Gdy już wyszli, ja postanowiłam iść pod prysznic, przebrać się i wyjść gdzieś na miasto. Najpierw odwiedziłam ludzi na salce, posiedziałam chwilę i udałam się w dalszą drogę. W galerii spotkałam Paulę, moją bratową, która wyciągnęła mnie na wspólne zakupy, później obiad i jeszcze do fryzjerki, którą miała umówioną już od dawna. Takim oto sposobem zleciała mi większa połowa dnia.
 Zajechałyśmy jej samochodem pod ich dom, gdzie na podjeździe stało obce auto, które zapewne należało do któregoś z klientów mojego brata.
   - Paula, nie przeszkadza ci to, że przez twój dom przewijają się obcy ludzie? - zapytałam. Ignacio miał gabinet w domu i tam przyjmował swoich klientów, przedstawicieli sponsorów i innych. Moim zdaniem, to jak jakby nie oddzielał pracy od domu, choć wiedziałam, że potrafił to robić.
   - To zależy, ale przyjmuje ich wszystkich przeważnie wtedy gdy sama jestem w pracy. Tylko czasami zdarza się, że umawia się na popołudnia - Wzruszyła ramionami. - Ale wspominał ostatnio, że wynajmie coś małego na swoje biuro.
   - Myślisz, że chce zrobić taką karierę jak twój ojciec? - zaśmiałam się.
   - Oj, życzę mu tego! - odpowiedziała tym samym, po czym zabrałyśmy wszystkie siatki oraz paczki i ruszyłyśmy w stronę domu. Weszłyśmy do środka i zostawiłyśmy wszystko w przedpokoju. Paula zabrała jeden niewielki worek z kilkoma produktami do kuchni, a ja wyszłam na taras. Dzień był przepiękny, ale i bardzo upalny. Nawet nie chcę wiedzieć ile stopni jest w cieniu, ale miałam wrażenie, że zaraz zacznę się topić!
   - Gorąco! - jęknęłam, gdy Paula również wyszła na zewnątrz. Zaśmiała się, a ja położyłam się na leżaku i zamknęłam oczy, wystawiając buzię do słońca. Zawsze byłam blada! Nawet gdybym spędziła na opalaniu cały dzień, nadal będę taka sama! Nie cierpiałam tego, bo w lecie odróżniałam się od innych, zawsze ładnie opalonych dziewczyn. Tak, odmieniec to ja!
   - Thaisa, chyba możemy na to jakoś zaradzić - Usłyszałam śmiech Pauli i zanim się zorientowałam, poczułam na sobie strumień lodowatej wody. Zerwałam się na równe nogi i dopiero wtedy zauważyłam, że moja bratowa celuje we mnie pistoletem z węża ogrodowego. Zaczęłam uciekać, a ona mnie gonić. Później ja odebrałam jej wąż i stałam się katem.
  Do domu weszłyśmy całe roześmiane i przemoczone do suchej nitki, ale przyznam, że bawiłyśmy się świetnie! Niczym wariatki. Przeszłyśmy przez cały salon, zostawiając mokre ślady i gdy weszłyśmy do przedpokoju, w tym samym momencie ktoś schodził po schodach z piętra, a my jak te dwie sieroty stałyśmy na środku, mając nadzieję, że staniemy się przeźroczyste i nikt nas nie zobaczy!
  Pierwszy zszedł starszy ciemnoskóry mężczyzna, który nie krył zdziwienia, widząc nas. Jednak, przynajmniej ja, byłam w większym szoku, kiedy drugą osobą, która zeszła był Rafinha, który na mój widok zaczął się uśmiechać.
   - Cześć - powiedział wyszczerzony do nas.
   - Dziewczyny! - Trzecią osobą, która zeszła był mój brat, który na nasz widok o mało nie wybuchnął śmiechem. - Dlaczego jesteście całe mokre?
   - Postanowiłyśmy się trochę.. schłodzić - odpowiedziała Paula, spoglądając na mnie.
   - Tak czy siak - zaśmiał się Nacho. - To moja żona Paula i siostra Thaisa - zwrócił się do starszego, a ja spojrzałam na piłkarza. Nadal uśmiechał się pod nosem, ciągle mnie obserwując. Ja wiem, że obie byłyśmy mokre i to jest wprost wymarzony widok dla faceta, ale mógł sobie odpuścić przy Nacho! - To jest Mazinho, tato Rafy. Chcieliśmy jeszcze obgadać pewne szczegóły - dodał i wskazał na starszego faceta.
   - Bardzo miło mi poznać - powiedział mężczyzna i najpierw uścisnął dłoń Pauli, a następnie moją. - Muszę się przyznać, że słyszałem już co nieco od syna o tobie - uśmiechnął się do mnie. I tu się zacięłam! Rafinha już zdążył mu cokolwiek powiedzieć i to on mnie?! Spojrzałam na chłopaka, który lekko spuścił głowę, ale nadal się uśmiechał. Za to mina mojego starszego braciszka była bezcenna! Dlaczego? Zapewne z samego faktu, że Alcantara z jakiegoś powodu w ogóle o mnie mówił i to swojemu ojcu!
   - Mi również miło pana poznać - Prawie wydukałam.
   - Wystarczy Mazinho lub Iomar - Machnął ręką, a ja skinęłam głową. Nacho później odprowadził ich do wyjścia, ale pomimo tego, wciąż czułam na sobie wzrok Rafaela.
   - Mała! - krzyknął Herrera, kiedy tylko tamci wyszli.
   - Co znów?! - jęknęłam. - Zawsze wszystko ja, a tym razem to twoja żona zaczęła!
   - Ale ja nie o tym - zaśmiał się. - Czy ty i Rafinha coś...
   - Nie! - odparłam automatycznie, otwierając szeroko oczy. - Ale jeżeli coś się zmieni, to obiecuję, że pierwszy się o tym dowiesz, okej? - Wywróciłam oczami, a on w tym momencie spojrzał na mnie pytająco. Na szczęście zanim cokolwiek zdążył dodać, Paula pociągnęła mnie za sobą na górę, twierdząc, że powinnyśmy się wysuszyć i założyć inne ubrania.

Obserwatorzy