Zaraz po treningu dostałam telefon od brata, że zaraz następnego dnia miałam mieć sesje w Adidasie. Tłumaczył się, że wyskoczyli z tym tak z dnia na dzień, choć w głębi wiedziałam, że dostał informacje już dawno, a dopiero sobie o tym przypomniał. Z resztą, było to mało ważne. Od kilkunastu godzin funkcjonowałam, bo musiałam. Bez dodatkowych pozytywnych emocji, wiec było mi wszystko jedno. Nacho stwierdził przez telefon, że coś jest ze mną nie tak, że słyszy to w moim głosie. Automatycznie wytłumaczyłam się tym, że dopiero co wyszłam z salki i jestem naprawdę zmęczona. Na razie go zbyłam. Do tego wszystkiego dorzuciłam sobie jeszcze prawie pół dnia na pobliskiej siłowni. Do mieszkania wróciłam dopiero wieczorem, całkowicie wypompowania z sił.
Musiałam nałożyć na całą siebie maską całkowicie kogoś innego. Musiałam przybrać całkiem inną postawę i wymazać wszystko to co czułam, by wyjść jakoś na sesji. Poza tym, miał być tam Nacho, a on ostatnio jest lepszy nawet od Sherlocka.
Na miejscu oczywiście pojawiłam się przed nim. Tam od razu zajęły się mną wizażystki i dopiero później przedstawiono mi całą damską kolekcję. Na całe szczęście nie byłam tam sama. Miałam prezentować ją wraz z jedną z piłkarek z żeńskiej sekcji FC Barcelony. Dobrze mi się pracowało. Nawet szczerze się uśmiechałam do aparatu, bo był tam jeden z asystentów fotografa, który ciągle nas rozśmieszał i flirtował z nami.
Gdzieś w połowie sesji zobaczyłam dopiero mojego brata, który ciągle rozmawiał o czymś z jednym przedstawicielem adidasa. Uśmiechał się do mnie, czyli pomyślał, że się dobrze bawię. Choć... Chyba bawiłam się dobrze, bo mogłam przestać myśleć przez chwilę o mnie i Rafinhi. Lecz nadal to bolało i we mnie tkwiło.
Trwało to pewnie dwie godziny, kiedy w końcu mogłyśmy się przebrać we własne ubrania. Gema gdzieś się śpieszyła, więc szybko się ze mną pożegnała i uciekła, a ja wyszłam z powrotem na salę, by spotkać jeszcze Ignacio.
- Cześć, Maleńka! - zawołał, gdy tylko mnie zobaczył i na dodatek uwięził w niedźwiedzim uścisku. - Zdjęcia wyszły świetnie i sponsorzy są zadowoleni.
- Tylko sponsorzy? - zaśmiałam się.
- No, bo ja jestem z ciebie dumny. - Wzruszył ramionami jakby od niechcenia. - Jak się czujesz przed walką? Niewiele zostało.
- Jest dobrze, Iganacio. - westchnęłam, wywracając oczami. - Stresuje się, ale to normalne. - powiedziałam, tak jakby to tylko o to chodziło. W mojej głowie siedział tylko temat walki i kłótni. - Trenuję i dążę do tego, by wygrać za kilka dni.
- Tylko się nie przepracuj. - zaśmiał się. - Może wpadniesz wieczorem? Dawno u nas nie byłaś. Oficjalnie powiemy ci o ciąży Pauli.
- Postaram się zajrzeć. Muszę dokładnie zbadać czy aby czasem już nie widać maleńkiego brzuszka z moim bratankiem albo bratanicą. - Mrugnęłam oczkiem do brata.
- Tak właściwie to przyjdźcie oboje! - rzucił i spojrzał jakby za mnie, wyciągając do kogoś dłoń na powitanie. Obróciłam się i dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że obok mnie stoi Rafael. Zamilkłam i poczułam się taka maleńka. Cała radość z sesji prysła i znów wszystko przybrało szarych odcieni. Spuściłam wzrok i z trudem przełknęłam ślinę. Rafa był tak blisko, mogłam zabrać go na bok i jeszcze raz spróbować porozmawiać, ale poczułam wewnętrzną blokadę. On też nawet na mnie nie spojrzał.
- Postaram się wieczorem wpaść. Pa, Nacho. - mruknęłam cicho i tak po prostu ruszyłam przed siebie w kierunku wyjścia.
- Thaisa! - Usłyszałam jeszcze zdezorientowany krzyk brata, ale nawet się nie odwróciłam.
Z salki wyciągnęła mnie Livia, która wcześniej wróciła z Mediolanu, z pokazu, w którym brała udział. Ciągle opowiadała o nowych trendach i o tym, jak to fajnie spławiało się napalonych facetów, mówiąc, że się kogoś ma. Ja zachowywałam zimną krew i próbowałam pokazywać po sobie, że cokolwiek jest nie tak jak powinno. Ona trajkotała jak najęta. a ja siedziałam i przytakiwałam.
- Liv, będę się już zbierać, bo obiecałam Nacho, że wpadnę do nich wieczorem. - powiedziałam, odkładając na spodek filiżankę po gorącej czekoladzie, którą zamówiłyśmy w naszej ulubionej kawiarence. Tej samej, z której uciekłam razem z Rafą, gdy chcieliśmy zostawić Bartrę i Montero. Zawsze znajdzie się miejsce, z którego mamy jakieś wspomnienia, choć najmniejsze.
- No dobrze, odprowadzę cię pod sam dom twojego braciszka, ale pod warunkiem, że opowiesz mi co jest grane. - podniosła się, zostawiając banknot na stoliku.
- Ale co ma być? - Zmarszczyłam brwi. Naprawdę myślałam, że dobrze gram.
- Jesteś jakaś dziwna. Niedostępna. - Wzruszyła ramionami i pożegnała się z kelnerką. Wyszłyśmy i skierowałyśmy się w stronę niedalekiego osiedla.
- Zdaje ci się. To przez walkę. Sama wiesz, zbliża się wielkimi krokami. - odparłam, przygryzając dolną wargę.
- W takim razie nie wiedziałam, że Rafinha też tak bardzo ją przeżywa, że zachowuje się podobnie do ciebie. - Spojrzała na mnie. - Oj daj spokój i powiedz mi co się dzieje!
- Skąd wiesz jak zachowuje się Alcantara? - zapytałam niepewnie.
- Marc mi mówił. Chłopaki pytali go o co chodzi, ale też nie chciał mówić. Pewnie wie Ney, Douglas albo Adriano. Z nimi się najbardziej trzyma. - mówiła spokojnie. - Ale powiesz mi się stało, prawda?
- Pokłóciliśmy się.
- Tyle zdołałam się domyślić.
- Livia, proszę cię... Nie naciskaj, bo nie wiem czy chcę o tym rozmawiać. - Wywróciłam oczami. - Po prostu troszeczkę się nie dogadaliśmy w jednej kwestii...
- Mała, ja nie dogaduję się z Marciem w wielu kwestiach. W który dzień pojedziemy do czyich rodziców czy gdzie zjemy wspólny obiad czy kolację, ale to nie są powody, by udawać, że druga osoba nie istnieje. - Zaczęła wymachiwać rękami. - Martwię się o ciebie i chciałabym pomóc. Musicie się zejść, bo jesteście dla siebie stworzeni!
- Może jednak nie? - zapytałam szeptem.
- Rozmawiałam ostatnio z Julią i Thiago. Oni sami przyznali, że Rafinha nigdy nie był taki jak z tobą. Ponoć miał jakieś tam swoje dziewczyny, ale to ty jesteś tą odpowiednią dla niego. Ledwo cię znają i mówią takie rzeczy.
- No właśnie, nie znają mnie... Boże, Livia, ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Muszę skupić się na walce. Przepraszam cię, ale zadzwonię. - Spojrzałam na nią wymownie i przyśpieszyłam kroku, by zostawić ją za sobą. Włożyłam słuchawki do uszu i nastawiłam muzykę na całą głośność, byle w świętym spokoju dojść do celu.
Dotarłam pod same drzwi domu Nacho i Pauli, po czym zapytałam sama siebie, dlaczego tak właściwie tutaj przyszłam. Chciałam świętego spokoju, ale sytuacja po sesji wcale mi tego nie gwarantowała. Nie wiedziałam, że po nas mieli także fotografować chłopaków z męską kolekcją. Nacho pewnie myślał to za naturalne, że Rafael mi o tym powie. Niestety,..
Chciałam odwrócić się na pięcie i odejść, kiedy drzwi się otworzyły i w progu zobaczyłam Ignacio. Jego mina mówiła sama za siebie, chciał pogadać.
- Pytając Alcantary dlaczego się tak zachowujecie, usłyszałem, że to mało ważne. Ponawiając pytanie, odpowiedział bym zapytał ciebie.
- Tak, Nacho, też się cieszę, że cię widzę. - mruknęłam i przeszłam obok niego, wchodząc do domu.
- Co jest?
- Głupia sprawa.
- Coś ci zrobił?
- Gdyby to była jego wina, nie wysyłałby cię tak pewnie do mnie.
- Czyli to ty nabroiłaś? Porozmawiajcie i dojdźcie do porozumienia.
- Daj spokój, braciszku. Dam radę.
- Thaisa, martwię się. - westchnął.
- Nagle wszyscy mówią to samo. - Pokręciłam głową. - Nie jestem już małą dziewczynką i dam sobie ze wszystkim radę. - dodałam i usłyszałam głos bratowej, która właśnie schodziła po schodach. Nacho zdążył mi szepnąć o tym, że nic jej jeszcze nie mówił, a po mojej minie zrozumiał, że tak miało zostać.
Kolejny rozdział, na który nie miałam wizji, również krótki, też wymęczony, ale pojawia się szybciej niż poprzedni.
Jeżeli moje plany się nie poszerzą, następny rozdział będzie ostatnim. Oczywiście + epilog.
Dziękuję za sporo komentarzy i wciąż na nie liczę, bo jak sami widzicie - motywują!
PS. Żądam zdjęć z wczorajszego ślubu Thiago i Julii!
Czemu tak szybko kończysz takie piękne opowiadania :-(
OdpowiedzUsuńCzekam na poważną rozmowę Thaisy i Rafy ;) Mam nadzieję, że Twoja wena wróci. Niestety świetnie rozumiem brak pomysłów :/
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
A co do zdjęć ze ślubu... w pełni popieram ;)
Pozdrawiam,
Ana :)
za każdym razem, jak widzę tego bloga, to nucę tekst z nagłówka i niestety daleko mi do Enrique ;c
OdpowiedzUsuńnie widać, że rozdział wymuszony, więc duży plus ode mnie :)
Nie ma sensu ciągnąć dalej tego bloga, pogodzą się albo i nie, i koniec. Doskonale rozumiem, że plany na to opowiadanie mogą się nie poszerzyć. Nie ma po co ulepszać czegoś, co jest bardzo dobre :)
Hello Elo świetny rozdział ;) ( wcale nie jest wymuszony xD)
OdpowiedzUsuńszkoda że niedługo koniec bo jest to naprawdę cudowne opowiadanie ♡♥
zakochałam się w tym blogu nie tylko przez Rafinhe, ale przez styl twojego pisania ♡♥
Czekam na NN ☆
zapraszam na mojego bloga o Neymarze ;)
http://tu-eres-lo-que-yo-quiero.blogspot.com
Jestem, jestem, nadrobiłam, spokojnie ^^
OdpowiedzUsuńNo cóż no... ale to już konieeeec i nie wróci więcej. Czy jak tam to szło.
Pogodzą się, nie? Peeeewnie, że się pogodzą, już ja o to zadbam ^^
Będę czekać na ostatni rozdział z niecierpliwością. Pozdrawiam ♥
Komentuję po takim czasie... Nadrobiłam. Rozdział dobry, nie wygląda na wymuszony. I końcowy dialog, choć krótki to sporo mówiący.
OdpowiedzUsuńCóż, rozumiem, że czasem wena nie dopisuje tak, jakby się tego chciało. Niezależnie od tego, czekam na następny rozdział, czy epilog, bo miło cię czytało, tfu, czyta.
Pozdrawiam.