sobota, 18 lipca 2015

once: por siempre

  Od rana bolało mnie wszystko. Głowa, brzuch, nogi, ręce... A może tylko sobie to wmawiałam. Dziś wieczorem miała odbyć się moja walka. Byłam podekscytowana, ale chyba nad tym przeważało przerażenie. Chodziłam jak na szpilkach, choć trener, Nacho, Paula, Livia i Sara ciągle byli przy mnie i próbowali uspokoić. Niestety, na próżno. Walczyłam o wysoki tytuł. Nie potrafiłabym siedzieć sobie od tak, popijać kawkę i wpychać w siebie ciastka. Choć ponoć niektórzy i tak pokonują nerwy...
Przestałam świrować na trochę kiedy posadzili mnie w kącie salki, nałożyli słuchawki na uszy i maskę na oczy, puszczając odgłosy natury.. Pomysł trenera. Jakby nie patrzeć, to było śmieszne, ale podziałało.
Starałam się też nie myśleć o Rafinhi. Nadal było z nami tak jak było i żadne z nas nie wykonało żadnego kroku w przód. Bajka się skończyła, a królewna Thaisa znów wróciła do swojej wieży.
Nie powiedziałam też nikomu o tym, o co tak naprawdę poszło. Wolałam przemilczeć ten temat i żyć tak po prostu dalej. Jakby rozdział pt. "Miłość do piłkarza." został tak sobie wymazany i zapomniany. Ale musiałam zadać sobie pytanie, czy dam radę? Musiałam spróbować. Nie chciałam dłużej użalać się nad sobą.
Po dziewiętnastej pojechaliśmy na publiczną salę, gdzie zazwyczaj odbywały się takie walki czy wielkie gale. Widząc ring, na którym miałam stanąć dwie godziny później, rozparła mnie wielka duma, bo do tego dążyłam od początku mojej przygody z tym sportem. Jednocześnie chciałam schować się pod ławki i tam grzecznie przeczekać...
   - Wiesz, że wszyscy w ciebie wierzymy, prawda? - Usłyszałam za sobą głos Pauli. Odwróciłam się i uśmiechnęłam. Lubiłam z nią rozmawiać. Była świetnym człowiekiem i byłam zadowolona z tego, że mój brat na nią trafił, zakochał się, oświadczył, wziął ślub i teraz oczekują pierwszego dziecka. Można powiedzieć, że jestem rozrabiaką, która widzi tylko czubek własnego nosa, ale interesuję się sprawami rodzinnymi, szczególnie mając taką wspaniałą rodzinę. Na samą myśl o szalonej rodzince Rafy również się uśmiecham. Właśnie, skucha. Myśli same wędrują do niego.
   - Wiem i za to jestem wam wdzięczna. - odparłam. - Cieszę się, że będziecie tutaj wszyscy ze mną i że moja bratanica lub bratanek usłyszy tę zażartą walkę! - zaśmiałam się, wskazując na jej brzuszek.
   - Będzie mocno trzymał kciuki! - Uśmiechnęła się. - A co z Rafą? Przyjdzie? - zapytała, a ja spojrzałam na nią niepewnie. - Nacho się wygadał, ale nic mu nie mów.
   - Nie wiem. Myślę, że nie. - westchnęłam. - Był dla mnie ważny i dzięki niemu udało mi się cierpliwie wyleczyć kontuzję i walczyć o swoje.
   - Był? Może nadal jest? - Przymrużyła powieki i skrzyżowała ręce na piersiach. - Albo wiesz co, odpowiedz to sama sobie. - Podeszła i ucałowała mnie w czoło. - Już ci nie przeszkadzam, powinnaś zacząć się przygotowywać. - Mruknęła powieką i wyszła z mojej szatni. Cisza. Pozostawiła mnie w błogiej ciszy, z samą sobą. Z myślami o moim byłym chłopaku, z którym mam niewyjaśnioną sprawę, który ma mnie za płytką sukę bez serca.
   - Masz rację, Paula. Nadal jest. - mruknęłam, tępo wpatrując się w swoje odbicie w lustrze.

  Sprawdziłam test ciążowy, który muszę wykonać zawsze przed każdą walką, by upewnić się, że mogę spokojnie wyjść na ring. Był negatywny, więc zabrałam się za dalsze przygotowywanie. Ubrałam swoje czarno-białe spodenki i czarny, sportowy stanik. Na nogi nałożyłam sportowe buty i byłam prawie gotowa. Musiałam jeszcze przygotować swoje dłonie, owijając je specjalnym bandażem. Miałam jeszcze pół godziny czasu, więc nie musiałam się śpieszyć. I tak zawsze początek się przedłuża, wiec za ring wyjdę najwcześniej za godzinę.
Spojrzałam na swoje rękawice i jeszcze raz na swoje lustrzane odbicie. Wzięłam telefon do ręki i automatycznie nacisnęłam na ikonkę galerii zdjęć. Zobaczyłam stare zdjęcia, moje i Rafy. Byliśmy tacy uśmiechnięci i szczęśliwi, bo byliśmy razem.
Gdzie ta silna i uparta dziewczyna? Pamiętam moment, gdy to mówił. Myślałam, że nie dam rady z tym wszystkim.
Nie chcę byś się poddała. Nadal siedział w mojej głowie.
Jesteś niesamowita i wiem, że wygrałabyś to nawet w gipsie. Proszę przestań.
Jeżeli będzie coś nie tak, odpuścisz, ale wszystko jest na dobrej drodze, więc walcz. Dla mnie. Pamiętaj, że wierzę w ciebie. Im bardziej starałam się o nim nie myśleć, coraz ciężej mi to wychodziło. Chciałam by był obok, by mnie przytulił i powiedział, że dam radę i stanę do walki. Potrzebowałam jego wsparcia, bo był dla mnie wszystkim. Teraz to wiem. Gdyby nie on, pewnie zrezygnowałabym w pewnym momencie przez rękę. Walczyłam o to dla niego. Jak to jest, że jeden człowiek może tak zmienić drugiego? Całkiem przemieniły mi się wszystkie poglądy i pragnienia. Nie zależało mi tak bardzo na tym zwycięstwie, jak na nim. To zwycięstwo miało być dla niego. Obiecałam. A teraz? To już nie miało znaczenia. Ten pas miałam ubrać dla niego i mu się tym pochwalić. Wiem, że jeżeli zdobyłabym go dziś, nie sprawiłoby mi to tak dużej przyjemności.
Nie mogłam, nie znalazłam w sobie tyle siły. Nie mogę tego dokonać, gdy jego nie ma obok.
Znów spojrzałam w lustro i zobaczyłam swoje odbicie. Zobaczyłam siedzącą na fotelu zapłakaną dziewczynkę, która w tym momencie nie widziała w niczym sensu.
Zabrałam swoją bluzę, narzuciłam kaptur na głowę i ze spuszczoną głową wyszłam z garderoby. Przemierzyłam pusty korytarz i wyszłam na zewnątrz. Miałam szczęście, że nikt się tam nie kręcił. Tyle wyjście było czyste. Ochroniarza interesowało tylko to, by nikt niepowołany tam nie wszedł. Wychodzić mógł kto chciał.
Szłam przed siebie, wtapiając się w tłum. Nikogo nie interesowała niska, drobna dziewczynka ze spuszczoną głową i zapłakaną buzią. Każdy miał swoje problemy i większość zmagała się z nimi sama. Mogłam porozmawiać z kimś bliskim. Nie brakowało mi takowych. Miałam starszego brata, bratową, przyjaciółki... Jednak teraz chciałam być sama. Właśnie zaprzepaszczam szansę na zdobycie mistrzostwa, użalając się nad samą sobą. Przez uczucia takie jak miłość, tęsknota, poczucie winy i wyrzuty sumienia.

  Nogi same zaprowadziły mnie do parku, w to samo miejsce i na tę samą ławkę, na której zawsze przesiadywaliśmy z Rafinhą. Lubiłam to miejsce, bo zawsze panował tutaj spokój. Teraz zapadł już zmrok i nie było prawie nikogo. Widziałam z daleka pojedyncze osoby, które gdzieś się śpieszyły, spacerowały z psami czy biegali.
Na pewnie mnie już szukali. Było późno, a ja nawet nie zabrałam telefonu. Może nawet to i lepiej, bo mam z głowy to, że ciągle by dzwonił. Podjęłam swoją decyzję i stchórzyłam. Trudno. Dostanie mi się od brata i trenera, ale musiałam znaleźć w sobie siły, by jakoś stawić im czoła. Obaj będą wściekli, że uciekłam bez słowa.
Jakiś czas później zapytałam pewnego spacerującego staruszka o godzinę. Dochodziła jedenasta w nocy. Nawet nie wiedziałam, że ten czas tak szybko mijał.
Już miałam zacząć zbierać siły na to, by wrócić do siebie, kiedy poczułam, że ktoś zajmuje miejsce obok mnie. W pierwszym momencie poczułam strach, bo pomyślałam o samych najgorszych scenariuszach. Różne rzeczy się dzieją, a tym bardziej po zmroku, w dodatku byłam tu sama. Ciężko przełknęłam ślinę i odgarnęłam kaptur z głowy, odwracając ją w stronę mojego towarzysza. Zamarłam.
   - Wiesz o tym, że wszyscy cię szukają, prawda? - zapytał swoim niskim tonem, a ja poczułam w gardle olbrzymią gulę. Spojrzał na mnie, a ja znów poczułam, że chcę zniknąć.
   - Ignacio po ciebie zadzwonił? - mruknęłam cicho.
   - Nie, byłem tam. - odpowiedział, a ja zamrugałam powiekami. Przyszedł na moją walkę? - Od razu pomyślałem, że będziesz tutaj, ale... Każdy potrzebuje odrobinę czasu, mam rację? - kontynuował, a ja skinęłam głową. - Thaisa, posłuchaj, Przyszedłem tam, bo obiecałem ci, że będę na twojej walce. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Chciałem zobaczyć jak wygrywasz i jesteś szczęśliwa.
   - Nie wiem czy bym była... - mruknęłam prawie automatycznie. - Rafinha, posłuchaj, wtedy... To wcale nie było tak jak pomyślałeś.
   - Thaisa...
   - Nie, posłuchaj! - przerwałam mu. Był obok i nawet jeżeli znów mnie wyśmieje, nie mam nic do stracenia. - Faktycznie, to o czym rozmawiałam z Nacho było pomysłem Livii, ale dla żartów. Nie zrobiłabym tego tobie ani nikomu innemu. Zażartowałam o tym do Ignacio, bo nigdy nie rozmawiałam z nim o tym co ja czuję. Było mi głupio. Później się do wszystkiego przyznałam. - ciągnęłam dalej.
   - Mała..
   - Ja naprawdę chciałam wygrać dla ciebie i udowodnić, że też dotrzymuję słowa, ale...
   - Możesz mnie posłuchać?
   - Rafinha, ja naprawdę nie chciałam żeby tak wyszło. Jesteś dla mnie ważny i nie zabawiłabym się nigdy twoimi uczuciami. Jesteś niesamow... - Nadal mówiłam, ale przerwał mi nagłym pocałunkiem, przez który poczułam prądy na całym swoim ciele, a w brzuchu odżyło stado motyli. Tak jak kiedyś.
   - Kocham cię. - Usłyszałam i zamrugałam powiekami. - Thaisa, kocham cię i teraz wiem, że ta cała kłótnia to było głupstwo i nieporozumienie.
   - K.. Kochasz mnie? - zająknęłam się, nadal trawiąc całą tą sytuację.
   - Jak głupi. - zaśmiał się i pchnął lekko czubkiem swojego nosa o mój. Przysunęłam się do niego i mocno przytuliłam. Schowałam twarz w jego ramieniu i znów zaczęłam płakać. - Nacho był wściekły, gdy zauważył, że uciekłaś. - zaczął spokojnie, delikatnie gładząc dłonią moje plecy. - Dorwał mnie i kazał powiedzieć sobie co tak właściwie się pomiędzy nami stało. Jeszcze takiego go nie widziałem, więc wolałem nie ryzykować, a gdy już wylałem swoje wszystkie żale, on tak po prostu ryknął mi śmiechem w twarz. Nie masz zielonego pojęcia jak się wtedy poczułem... I wtedy powiedział mi jak było naprawdę. - dodał, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Od razu starł kciukiem mokre plamy na moich policzkach. - Poczułem się jak ostatni kretyn i przepraszam, że nie dałem ci się wtedy wytłumaczyć. Tęskniłem za tobą, Mała. - Ucałował mnie w czubek głowy.
   - Rafa, ja... - Odgarnęłam włosy do tyłu. - Proszę, zapomnijmy o tym wszystkim. To był okropny czas... I proszę, odprowadź mnie do mieszkania, bo nie mam siły na nic.
   - Jak sobie życzysz. - Wstał pierwszy i trzymając mnie za rękę, pomógł wstać. Objął ramieniem i wolnym krokiem skierowaliśmy się przed siebie. Cała się trzęsłam, nadal nie wierząc we wszystkie dzisiejsze wydarzenia. Najgorsze jest to, że zaraz może się okazać, że to tylko sen...
   - Rafinha, poczekaj. - Zatrzymałam się i pociągnęłam go tak, by stanął przede mną. - Nie wyobrażam sobie siebie bez ciebie. Jestem w tobie zakochana i nic tego nie zmieni, pamiętaj. - Skinęłam lekko głową, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
   - W takim razie mogę przekazać ci kolejną dobrą nowinę? - Poruszył zabawnie brwiami.
   - Kolejna na dziś? Jeżeli musisz... - zaśmiałam się i znów ruszyliśmy.
   - Kobra też nie wstawiła się na walkę. Jakieś problemy rodzinne, chodziło o jej matkę. Chciała oddać tytuł walkowerem, ale ciebie też zabrakło... Strony doszły do porozumienia i komisja wyznaczy drugi termin walki. - powiedział z uśmiechem, a ja otworzyłam szeroko oczy. Czy cokolwiek dziś zdoła mnie jeszcze zaskoczyć?

Ostatni rozdział, przed nami epilog i plan na kolejne opowiadanie.
Tylko czy jest sens planowania, skoro nikt nie czyta i nie komentuje? ;( 

10 komentarzy:

  1. Ja czytam ! Każdy rozdział po kilka razy, cały czas się uśmiechając :)
    Piszesz tak lekko, że aż chce się czytać od nowa i od nowa. Pozwalasz się oderwać od szarej, bolesnej rzeczywistości i dajesz nadzieję, że miłość istnieje na prawdę. Nawet jeśli to "tylko" opowiadanie. Ja czytam, nie komentuję, ale jestem i czytam.
    ~P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest sens planowania kolejnego opowiadania. Kochana nie rób nam tego i pisz dalej. ;* Twoje opowiadania są genialne! Pisz dla nas - jednostki czytającej twoje dzieła. ;*
    Szkoda, że to już ostatni rozdział ale pocieszam się myślą, że przed nami jeszcze epilog i wiele innych opowiadań (mam nadzieję) .
    Buziak i do zobaczenia. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz pisać dalej.Twoje opowiadania są uzależniające. Serce mi szalał jak to czytałam.Błagam pisz pisz pisz !

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Czekałam na tą rozmowę! :) Cieszę się, że się pogodzili i wszystko jest między nimi dobrze, no i też że Kobra się nie stawiła ;)
    Czekam na następny! A nowe opowiadanie jest jak najbardziej dobrym pomysłem! :)

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że już koniec.. Tak szybko zleciało. Ale bardzo cieszy mnie to, że wszystko między nimi ok!

    I jak nikt nie czyta i nie komentuje. Czytają, czytają, bo świetnie piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja codziennie wchodzę tutaj i sprawdzam czy jest nowy rozdzial :-D :-D. Zawsze nie moge sie doczekac :-D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest sens i nawet nie ma się co zastanawiać!!
    Wiem, że nie zawsze komentuję, ale niestety z pisaniem jest u mnie ostatnio słabo. Chociaż zawsze czytam! Zawsze!!
    Piszesz wspaniale, chyba nie muszę Ci tego mówić, prawda? Sama wiesz o tym najlepiej :) A rozdział... Miałam nadzieję, że troszkę dłużej będą się kłócić, ale mimo wszystko bardzo mi się podobał :D
    I nadal żałuję tego Torresa... widzisz, co ty ze mną robisz?!
    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś moją ulubioną autorką piłkarskich opowiadań. Każde jest niezwykle przemyślane, od deski do deski. Nie ma w nich przypadku. Wszystko jest takie prawdopodobne. Nie ma nudy. Może występuje lekka schematyczność (spotykają się i zwykle są razem), ale któż nie lubi szczęśliwych zakończeń? Pisz dalej, bo robisz to genialnie- potrafisz w krótkim rozdziale zawrzeć idealny rys otoczenia bohaterów i ich emocje, co nie każdym się udaje, bo tracą miejsce na opisywania jakiś bzdet typu poranna toaleta albo sprawdzanie instagrama i koniec końców wychodzi rozdział o niczym. Cieszę się, że trafiłam na twoją twórczość, bo już miałam serdecznie dosyć opowiadań pt.mój brat jest trenerem Barcelony, a ja jestem piękna, popularna i każdy piłkarz chce ze mną chodzić lub tych drugiego typu- przypadkiem wpadłam na piłkarza i on od razu się we mnie zakochał, poznał ze swoimi kuplami i na drugi dzień byli już małżeństwem.Gdzie chociaż minimalna ilość realizmu?! Pozdrawiam i liczę na kolejne opowiadania twojego autorstwa oraz zalewanie nas jak najczęściej rozdziałami.

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, już myślałam, że będzie jakiś walkower, a jednak udało się wyznaczyć inny termin, a w dodatku pojawił się ten pan, który miał się pojawić. Bo nie mogło być inaczej. :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy