poniedziałek, 11 maja 2015

siete: solamente tu

   Tego dnia postanowiłam poleniuchować i pozwoliłam sobie poleżeć w łóżku. W końcu to był mój dzień, moje dwudzieste urodziny. Dopiero byłam małą dziewczynką, którą trzeba było się zajmować, ale niestety lata leciały, a ja byłam coraz to starsza... Tak to leci, że się nie obejrzę, a już będę miała czterdzieści lat. Gdy w końcu wstałam, zeszłam na dół i wzięłam do ręki swój telefon, który leżał na kuchennym blacie. Widniały tam dwie wiadomości, obie z życzeniami. Jedne od trenera, a drugie od bardzo dalekiej krewnej ze Stanów, która co roku pamiętała o moich i Nacho urodzinach. Gdy byłam młodsza, przysyłała paczki, a teraz same życzenia. Jednak liczyła się oczywiście pamięć. Musiałam przyznać, że byłam odrobinę zdziwiona, bo każdego roku już od rana na mojej skrzynce widniało kilka wiadomości, od najbliższych znajomych, Livii.. Nawet Nacho z Paulą się nie odezwali! No nic, dopiero było południe, więc mieli czas.
Moja lodówka zaczynała świecić pustkami. Zjadłam na śniadanie ostatek płatków zbożowych z końcówką mleka, ubrałam się i wyszłam na zakupy. W markecie nieopodal kupiłam te podstawowe produkty oraz trochę łakoci na nudne wieczory, które pewnie spędzę na leniuchowaniu przed telewizorem. Wcześniej sama, teraz częściej z Rafą.
Po zakupach wyszłam pobiegać i zostałam w parku. Usiadłam na jednej z ławek i wyjęłam słuchawki z uszu. Spojrzałam na ekran komórki. Zero powiadomień. Tak naprawdę było mi przykro, że mało kto pamiętał o moich urodzinach. Nie byłam jedną z tych ponuraków, którzy nie lubią tego dnia. Nadal drzemało we mnie małe dziecko, które cieszy się z głupich, chociażby najkrótszych życzeń czy cukierka.
Wybrałam numer Rafinhi. Jego nie winiłam za to, bo nie miał prawa wiedzieć o moich urodzinach. Nie byliśmy ze sobą długo i nie przypominam sobie bym kiedykolwiek wspominała mu o tym, kiedy je obchodzę. Odczekałam trzy sygnały, kiedy usłyszałam jego niski i cudowny głos.
   - Cześć, słońce. - Usłyszałam, przez co automatycznie się uśmiechnęłam i poczułam przyjemne ciepło na sercu.
   - Hej, Rafa. Co słychać? - zapytałam.
   - W porządku, właśnie wychodzę z klubu, bo zostałem jeszcze na siłowni, a u ciebie?
   - Nic takiego. Trochę biegałam, jestem teraz w parku i tak sobie pomyślałam, że może byśmy się dziś spotkali?
   - Oj... - mruknął. - Bardzo bym chciał, ale moja siostra dziś przyjechała i będę dziś u ojca, ale obiecuję, że jutro zabiorę cię na pyszny obiad i spędzimy razem cudowne popołudnie. Może być? - mówił smutnym tonem.
   - Nie ma sprawy, ale będziesz musiał się postarać. - zaśmiałam się.
   - Gwarantuję ci, że będziesz zadowolona. - zamruczał.
   - Trzymam cię za słowo! - uśmiechnęłam się. - Będę już wracać do domu, kończę. I możesz pozdrowić ode mnie swojego tatę i moją imienniczkę!
   - Nie ma sprawy. - Wyobraziłam sobie jak się do mnie uśmiecha. - To do jutra! - dodał, ja również się pożegnałam i rozłączyłam. Już miałam wstawać, kiedy mój telefon sam zadzwonił. Livia. Uśmiechnęłam się i odebrałam.
   - Musisz do mnie przyjść! Jest źle! - Słyszałam jej zapłakany głos.
   - Liv, co się stało? - Przestraszyłam się.
   - Proszę, przyjdź! - jęknęła.
   - Okej, będę za jakieś pół godziny. - powiedziałam cicho i się rozłączyłam. Zaczęłam biec do swojego mieszkania. W głowie miałam milion myśli, co mogło przytrafić się mojej przyjaciółce. Nie wiem czemu, ale pomyślałam od razu o tym, że coś się stało pomiędzy nią i Marciem... Wróciłam, wzięłam naprawdę szybki prysznic, wysuszyłam się, ubrałam i znów wyszłam, wsiadając w pierwszy lepszy autobus, który jechał pod dom Livii.

Gdy wpadłam do domu przyjaciółki, zastałam ją z rozmazanym makijażem i w rozsypce. Jej rodziców nie było, więc usiadłyśmy z herbatą w salonie i pozwoliłam się jej wypłakać. Miałam rację, bo chodziło o Marca! Piekielnie pokłócili się o jego byłą... Musiałam ją jakoś pocieszyć, choć zawsze powtarzałam, że nie jestem w tym dobra i nigdy nie wiem co powiedzieć.
Pod wieczór Livia poprosiła mnie byśmy poszły jednak do mnie, nie chce ryzykować, gdyby Marc miał tutaj do niej przyjść. Nie chciała z nim na razie gadać. Poczekałam aż doprowadzi się do porządku i wyszłyśmy. Wybrałyśmy spokojny spacer, więc chwilę nam zeszło, zanim dotarłyśmy do mnie.
Otworzyłam drzwi, obie weszłyśmy do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i dopiero wtedy włączyłam światło i o mało co nie dostałam zawału... Wszyscy, których w tym momencie zobaczyłam swoim salonie, razem z Livią, krzyknęli głośne "Niespodzianka!". Musiałam przyznać, że przez tę sprawę z Liv, całkowicie zapomniałam o swoich urodzinach! Zobaczyłam Sarę wraz z kilkoma chłopakami z salki, Sergiego z Coral, Gerarda, a nawet Neymar i Douglas, których poznałam na ostatnich imprezach i bardzo polubiłam, bo trzymali się z Rafinhą. Do tego partnerka tego drugiego, mój brat z Paulą, Rafael oraz Livia, która przytuliła się mocno do boku Marca.
   - Ty! - Wskazałam na przyjaciółkę, mierząc ją wzrokiem. - A ja ci uwierzyłam! - Prawie krzyknęłam, a ona się zaśmiała i wróciła do mnie, przytulając i składając życzenia.
   - Pewnie myślałaś, że zapomnieliśmy? - wyszczerzyła się i uścisnęła mnie jeszcze mocniej. - Musieliśmy to jakoś przygotować!
   - Powiedzmy.. - Pokręciłam głową i spojrzałam za stojącego za nią Bartrę. - A na ciebie wygadywała takie rzeczy...
   - Musiałem się poświęcić dla dobra sprawy. - Udał poszkodowanego. - Ale za to udowodniła, że nie tylko jest dobrą modelką, ale i aktorką. - dodał i przytulił mnie. - Wszystkiego dobrego, Thaisa!
 Zaraz po nich dostąpił mnie Nacho z Paulą, którzy stali przy mnie bardzo długo. Przestali mi składać życzenia dopiero wtedy, gdy zniecierpliwiony Gerard, domagał się powitania ze mną. Później już cała reszta ustawiła się w kolejkę, z czego chciało mi się śmiać.
   - Wszystkiego najlepszego. - Usłyszałam tuż za sobą cichy i niski męski głos. Należał do Rafy, którego nie było w życzeniowej kolejce. Czekał cierpliwie na uboczu, ciągle na mnie patrząc i uśmiechając się pod nosem. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem, a on wtedy zamknął mnie w mocnym uścisku.
   - Kłamca.. - westchnęłam, a on się cicho zaśmiał.
   - W tym co powiedziałem nie było ani krzty kłamstwa. - Zadowolony pokręcił głową. - Thaisa jest u ojca, byłem tam dziś, a jutrzejszy obiad nadal jest aktualny. - powiedział.
   - Wiemy, że chcecie się sobą nacieszyć i w ogóle, ale trzeba wznieść toast za solenizantkę. - podszedł do nas Neymar i wręczył po kieliszku z szampanem, po czym zaprowadził do do stołu, na którego środku stał duży tort ze świeczkami. Kazano mi pomyśleć życzenie i je zdmuchnąć. Co sobie zażyczyłam? Chciałam mieć ich wszystkich zawsze przy sobie, rodzinę i przyjaciół.

  Ostatni goście wyszli dopiero po północy. No prawie ostatni, bo był jeszcze Rafa. Gdy zamknęłam drzwi, piłkarz zniósł z salonu ostatnie zabrudzone szklanki i włożył je do zmywarki.
   - Jesteś kochany. - Uśmiechnęłam się do niego, podeszłam i skradłam mu całusa. - I jestem dziś pod wrażeniem zachowania mojego brata. Po raz pierwszy widział nas razem, o nic nie wypytywał i nie mówił nic głupiego...
   - Za bardzo na niego narzekasz... Nacho jest przecież w porządku. - Objął mnie i przyciągnął do siebie. - Może w końcu dotarło do niego, że jednak potrafisz o siebie zadbać?
   - Może... - Wzruszyłam ramionami. - Ale teraz chcę zobaczyć swoje prezenty! Cały wieczór na to czekałam! - Wyszczerzyłam się i pociągnęłam go za sobą. Usiedliśmy na sofie i wyjęłam wszystkie woreczki i pakunki, które były złożone pod szklanym stolikiem. Dostałam kwiaty, biżuterię, kosmetyki i inne drobiazgi. Jako ostatni został mi prezent od Livii i Marca. Była tam duża kartka z życzeniami, kolczyki i... Ona chyba zgłupiała.
   - Hej, co tam jeszcze masz? - zapytał zaciekawiony chłopak, bo tak nagle odłożyłam pakunek na bok.
   - Nie nic, nic. - Potrząsnęłam głową i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. - To wszystko.
   - Mylisz się. Nie znalazłaś tutaj prezentu ode mnie. - zaśmiał się i wstał. Podszedł do komody i zabrał z niej niewielki, ciemny woreczek, którego wcześniej jakoś tam nie zauważyłam. Usiadł z powrotem i mi go wręczył. Uśmiechnęłam się i zajrzałam do środka. Było tam czarne, podłużne i eleganckie pudełeczko. Wyjęłam je i otworzyłam. Była w niej bransoletka, cienka i delikatna. Wyjęłam ją i przyjrzałam się dokładnie czterem zawieszkom. Dwie literki, T oraz R, a także maleńka futbolówka i rękawica bokserska. Czułam jak samowolnie się uśmiecham. - Podoba się? - zapytał, a ja na niego spojrzałam.
   - Rafa, ja... - zaśmiałam się. - Nie wiem co powiedzieć. Jest cudowna! - pisnęłam, usiadłam okrakiem na jego kolanach i mocno się w niego wtuliłam. - Bardzo dziękuję!
   - Nie ma za co. - Odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka. - A teraz mi powiedz co jeszcze kupiła ci Livia?
   - Nie. - zaśmiałam się i pokręciłam głową.
   - Na pewno? - Uniósł brew, a ja pokiwałam głową. - Okej.. - powiedział zadowolony. Złapał mocno za moje nadgarstki i uniósł do góry, unieruchamiając mnie. W jego oczach widziałam ten błysk, a usta wygiął w swój cwaniacki uśmieszek. Miał przewagę, to fakt. Jednak może nie taką olbrzymią, jak mogłoby mu się wydawać... Pochyliłam się i delikatnie musnęłam jego wargi, po czym wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia. Chciałam odwrócić jego uwagę od pytania o prezent. Uśmiechnął się szeroko i to on wpił się w moje usta, całując tak łapczywie i zarazem namiętnie, jakby za chwile miało wszystko zniknąć. Zawsze przy jego pocałunkach czułam, że się unoszę i zapominam o wszystkim. Po chwili poluzował uścisk na moich nadgarstkach i swoje dłonie umieścił na moich biodrach, delikatnie je pocierając. Wsunęłam palce w jego włosy, a drugą dłoń położyłam na jego policzku.
Czułam jak jego ręce przesuwają się wyżej i dotykają skóry pod moją bluzką. Poczułam przyjemny dreszcz, który rozchodził się od dotyku jego opuszków palców, który działał na mnie hipnotyzująco. Miałam wrażenie, że nie wiedział na ile może sobie pozwolić, bo wcześniej ograniczaliśmy się tylko do pocałunków i przytulania się. Uwielbiam tego chłopaka całą sobą i jestem co do tego całkowicie pewna.
Zsunęłam swoje dłonie nieco niżej i chwyciłam za skrawek materiału jego T-shirtu, unosząc go do góry i odsłaniając po woli jego idealny brzuch i tors. Rzuciłam go gdzieś za siebie i pozwoliłam Rafie zrobić to samo z moją bluzką, po czym przylgnęłam cała do jego rozpalonego ciała. Nigdy nie byłam tak blisko z facetem i chyba odczuwałam lekki strach, zmieszany z podnieceniem. Czułam jak moje serce i oddech przyśpieszają, gdy bardzo delikatnie i wolno zsuwał z ramion paski mojego stanika. Ponownie przeniósł dłonie na materiał moich spodni, przez co od razu zatęskniłam za jego dotykiem na moim nagim ciele, który wywoływał u mnie ciarki i przyjemne dreszcze. Nagle przycisnął mnie mocniej do siebie i uniósł nas do góry. Automatycznie złapałam się za jego ramiona, a nogami kurczowo oplotłam jego biodra.
Przez całą drogę do mojego łóżka nie przestawał mnie całować, tocząc zawziętą walkę naszych języków i delikatnie masując przy tym moje podniebienie. Ułożył mnie na zimnej pościeli i zawisnął nade mną, patrząc na mnie, jakbym była jedyną kobietą na świecie i należała tylko do niego. Przez to wszystko czułam jak się czerwienię i zaczyna mi się robić gorąco. Pochylił się i dotknął wargami mojej szyi, składając na niej pojedynczy pocałunek, kolejny niżej, i niżej, i niżej... Poczułam go tuż przy krawędzi moich spodni i wtedy zaczął kreślić drogę powrotną do góry. Obsypywał mój dekolt i szyję gorącymi pocałunkami, a ja miałam wrażenie, że za chwilę się rozpłynę.
   - Rafinha... - szepnęłam, a on ledwo odczuwalnie złapał zębami za mój podbródek, a później lekko potarł czubek swojego nosa, o mój. - Rafa, ja nigdy... - Przerwał mi pocałunkiem, po czym uniósł lekko głowę i spojrzał mi głęboko w oczy.
   - Nigdy, przenigdy nie zrobię nic wbrew tobie. - powiedział niskim i lekko ochrypniętym głosem, a mnie znów zrobiło się od tego gorąco. Ciągle na mnie patrzył i czekał na jakąkolwiek moją reakcję. Uniosłam dłoń i położyłam ją na jego policzku.
   - Ale ja ciebie chcę. - powiedziałam pewnie. - Tylko ciebie. - dodałam z lekkim uśmiechem, a jego twarz automatycznie pojaśniała, znów zagościł na niej ten cwaniacki uśmieszek i wpił się w moje wargi.
Szybko pozbyliśmy się naszych spodni i zostaliśmy w samej bieliźnie. Ciągle czułam jego dłonie, które były chyba już wszędzie. W końcu dostały się do zapięcia mojego stanika i pozbył się go powolnymi ruchami, co działało na mnie niczym narkotyk. Jego dłonie i usta drażniły i za razem pieściły moje piersi, a ja czułam, że za moment rozpadnę się na milion kawałeczków. To i tak było nic, w porównaniu z tym co doświadczyłam w momencie gdy dotykał wewnętrznej części moich ud, tuż przy materiale koronkowych majtek, których chwilę później i tak nie miałam na sobie. Pomogłam mu pozbyć się jego bokserek, po czym splótł palce naszych dłoni i poczułam jak delikatnie we mnie wchodzi. Jęk stłumiłam wbijając zęby w jego ramię i paznokcie wolnej dłoni w jego gorące i czekoladowe plecy. Poruszał się we mnie tak, że odchodziłam od swoich zmysłów, mój oddech był coraz szybszy, a serce biło tak szybko, jakby chciało wyrwać się z mojej piersi. Kochał się ze mną tak delikatnie, długo i z uczuciem, co utwierdzało to, jakim jest cudownym facetem, co całkowicie stłumiło ból pierwszego razu.
Uderzała we mnie na przemiennie fala gorąca i zimna, czułam cholernie przyjemne dreszcze i skurcze, gdy on wypełniał mnie całą. W jednym momencie oboje wydaliśmy z siebie ostatni krzyk i Rafa opadł na materac tuż obok mnie. Wciąż ściskał moją dłoń, jakby nigdy nie chciał jej puścić. Leżeliśmy tak obok siebie przez kilkanaście sekund, próbując umiarkować swój oddech. Po chwili Rafa odwrócił się na bok i przyciągnął mnie do siebie, a ja mocni się w niego wtuliłam. Czułam się jakby wyczerpana ze wszystkich sił, ale mi było dobrze, szczególnie w jego objęciach i wdychając zapach jego skóry, który tak bardzo uwielbiałam.
   - Czerwony komplet bielizny. - powiedziałam cicho, prosto do jego ucha.
   - Hmm? - mruknął.
   - Prezent od Livii. - dodałam, po czym nastało kilka krótkich sekund ciszy i usłyszałam jego śmiech. Przesunął delikatnie wewnętrzną stroną dłoni po moim kręgosłupie, znów wywołując u mnie dreszcze i ucałował mój czubek nosa.
   - Słodkich snów. - szepnął, czym znów wywołał u mnie lekki uśmiech. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi i przymknęłam powieki, wsłuchując się w bicie jego serca i miarowy oddech.

Cztery dni! Tylko tyle dzieli mnie od rozpoczęcia praktyk i pożegnania się na jakiś czas ze szkołą! :)

9 komentarzy:

  1. Mam wrażenie jakby to Rafa miał tu urodziny a nie Thaisa, taki dostał od niej prezent XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Od samego początku wiedziałam, że coś się kroi, no i się nie pomyliłam. Livia za grę aktorską to chyba powinna dostać Oscara. Za to brak mi słów, żeby opisać Rafę. On jest tutaj perfekcyjny, nie bij! XDD
    Czekam z niecierpliwością na następny. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh co za rozdział *.* Rafa i ten jego seksapil :DDDD Więcej takich! Ale coś czuje, że jest za ładnie :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam pewna, że planują niespodziankę, ale zrozpaczona Livia trochę mnie zdezorientowała ;)
    Rozdział świetny i czekam na następny, choć boję się że coś może się między nimi popsuć :/

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Seksi Rafa zawsze jest cuuudowny! :***
    Miły prezent :)
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta rozpacz Livii mnie zbiła z tropu, nie spodziewałam się, że to tak wyjdzie. Najpierw niespodzianka, a później takie gorące chwile. Nieźle :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko tak ładnie się pomiędzy Thaisą i Rafą układa, że boję się, że to się niedługo popsuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeden z najlepszych blogów boski; *

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie to było słodkie. Ja tez chce takie urodziny, a z takim prezentem to juz w ogóle. Świetny rozdział, zresztą jak zawsze.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy