sobota, 28 lutego 2015

dos: miénteme

  Liv wcisnęła mojemu bratu piękną bajeczkę o tym, że zabiera mnie wieczorem na jedną z sesji z nowym fotografem, a do tego miała tam mieć jakąś przymiarkę nowej kolekcji... Gdy Nacho tylko usłyszał o tym wszystkim, powiedział, że dalej nie chce słuchać. Dodał do mnie, że mam być grzeczna... No, ale ja zawsze jestem grzeczna! Jeden wyskok pod wpływem procentów i starszy braciszek będzie mnie upominał do końca życia? Halo! Jestem już dorosła i to już od prawie dwóch lat! 
 Szatynka wskoczyła w nową sukienkę specjalnie dla księcia, którego sobie już upatrzyła przy spotkaniu z tą Julią. Na miejscu miała mi go wskazać, a to oznaczało, że miałam trzymać od niego rączki daleko, choćby mnie do niego rwało. Ja postawiłam na krótkie, jeansowe szorty i luźny top z nadrukiem. Na nadgarstku miałam szeroką, czarną bransoletę, a moim drugim charakterystycznym dodatkiem był oczywiście stabilizator! 
  Pod klub podjechałyśmy taksówką, później przepchałyśmy się przez tłum ludzi, czekających w kolejce by przywitać się ze znajomym bramkarzem i ku niezadowoleniu innych, wejść na luzie do środka. Tam powitała nas głośna muzyka i tańczący ludzie. 
  - Musimy znaleźć resztę! - zawołała do mnie. - Powinni już tu gdzieś być - dodała troszeczkę ciszej, rozglądając się dookoła. Zrobiłam to samo i chyba zauważyłam dziewczynę, z którą dziś witała się Livia. 
   - Tam? - wskazałam w kierunku, gdzie mignęła mi blondynka. 
   - Są! - wyszczerzyła się dziewczyna i ruszyła do narożnika, a ja za nią. Od razu wpadła pomiędzy nich i zaczęła się witać, jakby znała wszystkich od lat, a ponoć znała tylko tą Julię.. To było nic z tym, że gdy się tam pojawiłam i zdałam sobie sprawę, że całe to towarzystwo to piłkarska świta, a Julia to była ta Julia od starszego Alcantary, stanęłam z szeroko otwartymi oczami. Na szczęście nie trwało to długo, więc nikt tego nie zauważył, tak myślę. Livia mnie przedstawiła i później wpakowała pomiędzy Rafinhę oraz Deulofeu. Zaraz po tym pojawiły się tam jeszcze trzy osoby. Dwóch chłopaków i dziewczyna. Coral, Sergi i Marc. Na widok tego ostatniego, mojej przyjaciółce aż zaświeciły się oczy, a to oznaczało, że to był właśnie ten chłopak! Każde z nas zamówiło sobie po drinku i całą grupką usiedliśmy sobie w narożniku.
   - Co z twoją ręką? - zapytał blondyn, który siedział po mojej prawej.
   - Naderwałam ścięgno - skrzywiłam się.
  - Lepiej niech opowie jak - zachichotała Liv, a ja zmierzyłam ją wzrokiem. - Tylko przyłożyła takiej jednej, której się należało - puściła do mnie oczko.
   - Strach się bać - powiedział cicho chłopak, który siedział po mojej lewej. Upił łyk swojego drinka i uśmiechnął się do mnie. Swoją drogą... Muszę przyznać, że miał bardzo ładny uśmiech! I w ogóle był bardzo przystojny i... Dobra, może wystarczy!
   - Czasem trzeba też zagrać niebezpieczną - odpowiedziałam mu, również z uśmiechem. Tak się na niego patrzyłam, a on na mnie i pewnie dalej byśmy sobie tak siedzieli, gdyby nie to, że Bartrze się zachciało wznosić toasty.
   - Wypijmy za dzisiejszy wieczór - wyszczerzył się i uderzył swoja szklaneczką w nasze. - Oraz za tego ciołka, który jutro już wraca do tych swoich Niemiec - spojrzał na Thiago, a ten się tylko zaśmiał. - Widzisz, ci są mądrzy i wrócili po roku - wskazał na Rafinhę i Gerarda. Starszy Alcantara coś tam mu zaczął mówić, ale mało kto już się w to wgłębiał. Z tego co wiedziałam, ta dwójka teraz wróciła z wypożyczenia, a Thiago całkowicie zmienił klub.
   - Będzie mu to wypominał do końca życia - zaśmiał się Rafa pod nosem.
   - Może dlatego, że zostawił tutaj tylu kumpli - odpowiedziałam.
   - Bartra tak ma ze wszystkim, no ale zmiana klubu to była decyzja tylko i wyłącznie mojego brata - zauważył. - A Marc teraz w zamian będzie miał mnie w drużynie - puścił do mnie oczko.
   - Wytrzyma? - wyszczerzyłam się do Alcantary.
   - Hej, hej - pokręcił głową. - Bo się pogniewamy - zaśmiał się.
   - Za to możesz mnie porwać do tańca - uśmiechnęłam się słodko do niego, a ten nie czekał długo, bo od razu odłożył swojego drinka i pociągnął mnie za sobą na sam środek sali. Jak już mnie porwał, to nie chciał przestać. I chyba ja też. Ciągle tańczyliśmy i wygłupialiśmy się, jakbyśmy się znali co najmniej pół życia, a to dopiero jeden wieczór... Wcale nie czułam zmęczenia ani pragnienia, mogłam tam z nim być ciągle i się bawić. Tylko co jakiś czas zauważałam tańczących Julię z Thiago, Marca z Liv, Sergiego z Coral albo Deulo z jakimiś wyrwanymi dziewczynami. Nawet nie wiem ile czasu minęło, ale gdy wróciliśmy do naszego narożnika, był tam już tylko Geri oraz Coral z Roberto.
   - A gdzie wywiało resztę? - zapytał Rafa.
   - Twój braciszek z przyszłą bratową się ulotnili, bo mają mieć rano samolot. Powiedzieli, że i tak się będziecie jutro widzieć, więc się nie żegnają - odpowiedział pomocnik.
   - No tak, mam ich zawieźć na lotnisko.. A Bartra?
   - Ulotnił się z twoją przyjaciółką - Deulo poruszył brwiami, patrząc na mnie.
  - No to dostanie porządną pogadankę, bo mnie zostawiła samą - pokręciłam głową i dopiłam swojego drinka.
   - Dobrze się bawiłaś z naszym Rafą, więc nie chciała wam przeszkadzać - uśmiechnęła się do mnie Coral, a tamci dwaj popatrzyli się jednocześnie na swojego kolegę. No dobra, okej, przyznaję.. Dobrze bawiłam się z Rafaelem, a ci sobie już coś pewnie tam myślą..
  - Ale chyba i tak będę się już zbierać - stwierdziłam. - Dziękuję wam wszystkim za świetny wieczór i naprawdę miło było was poznać - uśmiechnęłam się do nich.
   - Nam również - odparł Roberto.
   - Też będę uciekał i może przy okazji dasz się odprowadzić? - popatrzył na mnie.
  - Czemu nie - kiwnęłam głową. - Do zobaczenia - rzuciłam do reszty i zaczęłam się przepychać przez tłum do wyjścia, a Alcantara za mną.
  Ten cały nocny spacer z Rafą wcale nie był takim złym pomysłem. Chłopak praktycznie cały czas mnie rozbawiał historyjkami ze zgrupowań, z szatni czy nawet przygodami z jego rodzeństwem. I dowiedziałam się, że jego młodsza siostra ma tak samo na imię jak ja! Czyli już ją lubię! Opowiedział mi jak to było gdy razem z Thiago byli przyjmowani do szkółki Barcelony, a ja mu wytłumaczyłam dlaczego mogę być taka niebezpieczna.. Nie ukrywał swojego zdziwienia, bo stwierdził, że nigdy nie pomyślałby o mnie jako o bokserce. Oczywiście zaraz zaczął się tłumaczyć tym, że na myśli miał to, że jestem taka drobna, delikatna.. Po tych słowach znów się zmieszał i stwierdził, że chyba już powinien skończyć mówić. Jednak mi te słowa się podobały, bo praktycznie prawił mi komplementy. Rafinha był naprawdę w porządku gościem. Odprowadził mnie pod same drzwi do budynku, pożyczył dobrej nocy i dał buziaka w policzek. Z jednej strony czułam się tak jak zwykle, a z drugiej nadzwyczajnie.. Może to przez to, że go poznałam? Niee.. Thaisa, przecież jeszcze ci w głowie żaden chłopak nie namieszał i nie namiesza! 

  Byłam taka wściekła, że gdyby ktokolwiek stanął mina drodze, rozszarpałabym go w jednej chwili, bez zawahania.. Ale spokojnie.. Obudziłam się w całkowicie dobrym nastroju, co pewnie było spowodowane wczorajszym wieczorem. Później wyciągnęłam z Livii przez telefon każdy szczegół jej wczorajszego sam na sam z Marciem, a następnie postanowiłam pójść na salkę. Czyli nasze miejsce treningów. Boks trenowało tam kilku chłopaków i cztery dziewczyny, razem ze mną. Wszyscy się tam dobrze znaliśmy, zarówno sportowcy jak i nasi trenerzy oraz reszta ludzi, którzy tam pracowali. Chciałam ich odwiedzić, zapytać co słychać.
  Na początku wszyscy ciepło mnie powitali, wypytywali kiedy wracam i jak tam moja ręka. Było pięknie do momentu pojawienia się Melissy i Alici. Tak jak wspominałam, była nas tam czwórka. Melissa, Alicia, Sara i ja. Dwie pierwsze były w moim wieku, a Sara o dwa lata młodsza i to właśnie z nią najbardziej trzymałam. Tamte były typowymi sukami, które można spotkać w amerykańskich filmach o szkole średniej. Po prostu za sobą nie przepadałyśmy. Więc gdy te dwie się pojawiły, zaczęły mruczeć coś niby między sobą, że doszły ich słuchy, że nie stanę do walki z Kobrą, bo nie będę gotowa.. I podobno mówił to mój braciszek! Spojrzałam wtedy po reszcie, a ich miny mówiły same za siebie.. Czyli to była prawda! Ignacio chodził i rozpowiadał, że nie wyleczę ręki do walki.
 Z salki wystrzeliłam jak poparzona i szybkim krokiem udałam się do domu brata, do którego nie było stamtąd tak strasznie daleko. Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu. Drzwi otworzyła mi uśmiechnięta bratowa, Paula.
   - Cześć, jest Nacho? - warknęłam zła, wchodząc do środka.
   - Jest, ale... Mała, coś się stało? - zapytała lekko zdziwiona.
   - Stać to się dopiero może.. Gdzie jest ten zdrajca?
 - U siebie w gabinecie, ale... - zignorowałam, że chciała coś dalej powiedzieć, bo biegiem wyskoczyłam po schodkach i byłam już na górze pod drzwiami pomieszczenia. Wpadłam tam bez pukania. Nacho opierał się właśnie o biurko, a w ręce trzymał kartkę papieru.
   - Co ty sobie wyobrażasz, co?! - krzyknęłam od razu, a brat spojrzał na mnie. - Jeszcze nic nie wiadomo, a ty rozpowiadasz, że nie stanę do tej walki!
   - Thaisa.. - zaczął lekko zmieszany. - Możemy porozmawiać o tym troszeczkę później?
  - Nie, nie możemy! - zawołałam zła. - Cholera, ty masz mnie wspierać, a nie jeszcze bardziej dołować!
   - Thaisa! - przerwał mi.
   - Co? - warknęłam z wyrzutem.
  - Porozmawiamy o tym później, bo teraz nie jestem sam - powiedział spokojnie i wskazał na kanapę za mną. Odwróciłam głowę i po prostu.. Troszeczkę mnie ścięło z nóg. Nie zauważyłam wcześniej, że za mną ciągle siedzi dwóch chłopaków i przysłuchuje się mojemu wybuchowi.
   - Cześć, Thaisa - odezwał się blondyn, a ja zamrugałam kilka razy powiekami, by upewnić się czy to na pewno siedzą oni.
   - Wy się znacie? - Nacho uniósł brew do góry.
   - Poznaliśmy się wczoraj na... - zaczął Rafinha, a ja w jednym momencie rzuciłam się w jego stronę by mu zatkać buzię dłonią. Oczywiście, to wypaliło, ale zamiar by usiąść pomiędzy nimi.. Po prostu wylądowałam na kolanach Alcantary.
   - Na tej sesji Livii! Zaprosiła dwie koleżanki, a one przyprowadziły kolegów - wyszczerzyłam się i popatrzyłam po piłkarzach, a ci jak jeden mąż, jednocześnie pokiwali głowami.
   - Nie, dobra.. - westchnął Nacho i przejechał dłonią po twarzy. - Nadal nie wierzę w to, że dałem się wam omotać i uwierzyć, że faktycznie idziecie na tą całą sesję. Mam tylko nadzieję, że nie zobaczę w sieci kolejnego filmiku z twoim udziałem - zmroził mnie wzrokiem. - Przepraszam was chłopaki na chwilę, ale muszę wymienić kilka zdań z siostrą - stanął przy drzwiach, otworzył je i czekał aż wyjdę, a ja potulna niczym baranek, wstałam z kolan Rafy i wyszłam na korytarz. Nacho zamknął za sobą drzwi i spojrzał na mnie karcącym wzrokiem.
   - Co oni u ciebie robią? - zapytałam.
  - Pamiętasz jak Gines miał do mnie sprawę? Chciał bym przejął tymczasowo dwóch piłkarzy, którzy mają czyste sprawy, bo miał z nimi przedłużać kontrakty, ale sam ma niemałe zamieszania w Madrycie, plus wielka niewiadoma z Valdesem - wytłumaczył. - Ale nie zmieniaj tematu, moja droga. Poszłaś na imprezę, choć jasno powiedziałem byś na razie sobie odpuściła.
   - Miałeś się nie dowiedzieć - pisnęłam.
   - Nie wyszło - przybrał tatusiowy ton. - A o tej sprawie z którą przyszłaś, porozmawiamy później, dobrze? Muszę załatwić sprawę z nimi. Poczekaj na dole. Była wczoraj mama Pauli, a co oznacza, że nasza lodówka się nie domyka. Ktoś nam musi pomóc - puścił do mnie oczko, a ja pokiwałam głową i odwróciłam się do schodów. - Mała... - zaczął, a ja spojrzałam jeszcze na niego. - Ty może z którymś... No wiesz..
   - Nie. Wyobraź sobie, że byłam wczoraj bardzo grzeczna - pokręciłam głową. - Do niektórych twoich zaleceń jeszcze się stosuje - dodałam i ruszyłam na dół.
Thaisa, wpadłaś! Zrobiłaś szopkę przed Rafaelem i Gerardem, którzy są klientami twojego braciszka!

***
Co się stało z komentarzami? :( Pod prologiem było ich sporo, a pod pierwszym rozdziałem ich ilość się zmniejszyła.. To smuci.
Ale jest w końcu obiecany Rafa :)

czwartek, 12 lutego 2015

uno: la dela mala suerte

   Po woli otwierałam oczy, ale promienie słoneczne, które wpadały przez okno do mojego pokoju nie dawały za wygraną, co mnie denerwowało. Tak jak zwykle, na kacu gigancie bolała mnie głowa, drażniło mnie jasne światło, chciało mi się pić i bolał mnie... Nadgarstek? Zaraz, przecież nigdy nie bolała mnie ręka, a teraz ten ból jest nie do zniesienia, a na dodatek połowa lewej ręki jest spuchnięta. Skrzywiłam się, bo to oznaczało, że w najbliższym czasie będę miała za dużo wolnego czasu. 
Podciągnęłam się trochę do góry i oparłam o tył łóżka. Na szafce obok stała butelka z wodą mineralną. Ucieszył mnie ten widok i od razu zabrałam się za picie. Spojrzałam przed siebie, czyli na olbrzymią, szklaną ścianę. Miałam stąd widok na całą Barcelonę, a nawet stadiony. Zgramoliłam się z łóżka i wtedy zauważyłam, że spałam w swoich ubraniach. Jedynie pozbyłam się butów. Bardzo wolnym krokiem ruszyłam w kierunku schodów. Oparłam się o poręcz i spojrzałam w dół na resztę mojego mieszkania. Praktycznie, prócz łazienki, każde pomieszczenie było otwarte. Na dole była niewielka łazienka, kuchnia z wysepką, która oddzielała ją od olbrzymiego salonu. Miałam tu niewielkie pięterko, gdzie urządziłam sobie sypialnie oraz wydzieliłam teren na garderobę. Uwielbiałam to miejsce, bo za jedną ścianę robiła poręcz, dzięki której mogę widzieć widok z salonu oraz niższy poziom. Mój salon był urządzony nowocześnie, a w jednym jego kącie, akurat pod sypialnią, miałam swoje miejsce do treningów: bieżnia, worek treningowy i rowerek. Gdy rok temu szukaliśmy z bratem mieszkanie dla mnie, nie ukrywam że byłam wybredna, ale w tym miejscu zakochałam się od razu. Właśnie... Czy na dole, na kanapie właśnie siedzi mój brat z laptopem?
   - Ignacio? - zmarszczyłam brew i ruszyłam schodami w dół, trzymając bolącą rękę przy piersi, a on wtedy spojrzał na mnie.
   - Spodziewałaś się jakiegoś półnagiego Latynosa? - zaśmiał się. - Ktoś cię musiał odeskortować do domu. Livia do mnie zadzwoniła, że wariujesz - teraz popatrzył na mnie poważnie. Usiadłam obok niego. - Co ty tam wyrabiałaś? Czemu zaczęłaś się bić z tą dziewczyną? - zapytał, a ja na początku nie wiedziałam o co mu chodzi, dopiero gdy wspomnieniami wróciłam do wczorajszego wieczoru... Wyszłam z przyjaciółką do klubu i dobrze się bawiłyśmy. Może nawet za dobrze, bo ledwo pamiętam ile wypiłam... Chyba jakaś dziewczyna zaczęła uderzać do faceta, do którego z kolei ja uderzałam tego wieczoru. No i chyba zaczęła się mała bójka... To samo opowiedziałam bratu, a ten tylko złapał się za głowę.
   - Mała, ty boksujesz się na co dzień, a tamta dziewczyna nie. Mogłaś ją tam zabić. Na całe twoje szczęście, skończyła tylko ze złamanym żebrem i podbitym okiem - warkną. Miałam wspaniałego brata, opiekował się mną gdy rodzice zginęli i właściwie odmówił sobie życia, by się mną zajmować. Jest dla mnie takim bratem i ojcem w jednej osobie. Wspiera mnie od zawsze, został moim agentem gdy zaczęłam zawodowo boksować, ale jest też cholernie nadopiekuńczy... Właśnie to po nim widać... Ma też pod swoimi skrzydłami jakichś dwóch gówniarzy ze szkółki Barcy i oni też uważają, że Ignacio jest NADOPIEKUŃCZY! - Rozpoznali cię i wasza bójka już jest w internecie. Rano dzwonili twoi sponsorzy.
    - Chcą rozwiązać umowę? - zapytałam cicho.
   - Na szczęście nie, ale jeszcze jeden taki wyskok... - pogroził mi palcem z groźną miną, ale po chwili zmiękł i mnie przytulił.
   - Spałeś tu?
   - Na kanapie.
   - Twoja żona mnie kiedyś udusi za to wszystko - westchnęłam.
  - Paula jest wyrozumiała i cię lubi - zaśmiał się. - Poza tym wie, że jesteś moją ukochaną, młodszą siostrzyczką, którą muszę wiecznie wyciągać z tarapatów.
   - No dzięki... - wywróciłam oczami. - Nacho... Czy to jest ten moment bym powiedziała ci, że mam coś z nadgarstkiem? - skrzywiłam się, a on spojrzał na mnie, później na spuchniętą rękę. Wypuścił powietrze z ust. 
  - Wiedziałem, że jest za pięknie - pokręcił głową. - Zadzwonię do twojego lekarza czy cię przyjmie, a ty idź pod prysznic, bo nadal śmierdzisz wódką - znów przybrał tatusiowy ton. Wstałam i ruszyłam do łazienki.

   W szpitalu u zaprzyjaźnionego chirurga, który był ojcem jednego chłopaka, który jest klientem Nacho, obejrzeli moją rękę i zrobili prześwietlenie. Na szczęście nic tam nie było złamane. To coś ze ścięgnami czy czymś tam, nie znam się na medycynie... Dostałam coś przeciwbólowego, lekarz mi ją nastawił i władował w szynę. Miałam szczęście, że nie gips! Dostałam też dobrą informację, że jak opuchlizna zejdzie to szynę mogę zamienić na specjalny stabilizator.
  - Panie doktorze, za dwa i pół miesiąca mam ważną walkę. Dokładnie to siedem tygodni - spojrzałam na niego niepewnie.
   - Thaisa, zobaczymy - powiedział. - Zobaczymy co będzie dalej. Jeżeli wszystko będzie dobrze, być może będziesz gotowa i zdolna do walki - dodał.
   - Ale jeżeli nie, to odpuszczasz - powiedział poważnie mój brat.
   - Ignacio, ja bronię tytuł - warknęłam cicho.
  - Bardzo dobrze o tym wiem, ale jeżeli będzie coś nie tak... Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej, prawda?
  - Twój brat ma rację, ale na razie i tak odpoczywasz - powiedział mężczyzna. - Zapisuję ci zastrzyki i tabletki przeciwbólowe - spojrzał na mnie, a ja pokiwałam lekko głową. Musiałam mieć nadzieję, że szybko to wszystko się zagoi, zrośnie czy co, to co się ma tam zrobić i będę w pełni sprawna. Naprawdę zależy mi na tej walce. Przygotowuje się do niej od bardzo dawna, bo mam obronić swój tytuł mistrzyni w moim przedziale wiekowym i wadze.
  Po wizycie Nacho od razu poszedł do apteki wybrać zastrzyki i leki, a ja czekałam na niego w samochodzie.
   - Dasz radę sama czy mam jeszcze robić za twoją pielęgniarkę? - zaśmiał się Nacho gdy wrócił do auta. Podał mi małą reklamówkę, a ja od razu zajrzałam do największego pudełka, gdzie było dziesięć gotowych strzykawek z lekiem. Na samą myśl o tym się skrzywiłam.
  - Przecież nie będziesz codziennie przyjeżdżał specjalnie na mój zastrzyk - mruknęłam. - Poproszę tą sąsiadkę z góry, w końcu jest pielęgniarką.
   - Też racja - przytaknął i wtedy rozdzwonił się jego telefon, który był w specjalnym uchwycie przy masce rozdzielczej. Spojrzałam na wyświetlacz, gdzie pisało kto dzwoni, a okazało się, że był to teść mojego brata. Odebrał i od razu włączył na głośnik. - Witaj, Gines - powiedział. Od zawsze był na ty z tym człowiekiem, bo w końcu najpierw poznał jego, a później jego córkę. Carvajal na początku dał mu kilka wskazówek po tym jak został moim agentem, a później podrzucił dwóch chłopaczków z Barcy pod jego skrzydła. Można było powiedzieć, że jego teść był grubą rybą w menadżerskim świecie piłkarskim.
    - Cześć. Co to za akcje z Małą? Rozmawiałem z Paulą i coś zaczęła mówić.
   - Pobiła się z taką jedną w klubie i teraz trzeba ją przywołać do porządku - powiedział mój brat i zerknął na mnie.
   - Ej, ja tutaj jestem! - mruknęłam, a wtedy oboje się zaśmiali.
   - Cześć, Thaisa - odezwał się mężczyzna. - Wszystko w porządku?
   - Właśnie wracamy od chirurga - powiedziałam cicho.
   - Załatwiła sobie długi urlop - westchnął Nacho.
  - No to niefajnie. Ignacio, możesz podjechać dziś do mnie do biura? Opowiesz mi co to Mała zmalowała, a poza tym mam do ciebie ważną sprawę.
   - No dobrze. Tylko ją odwiozę i będę - mój brat kiwnął głową.
   - To czekam. Zdrowiej, Mała - powiedział i pożegnał się. Brat odwiózł mnie pod mieszkanie i od razu powiedział, że później wpadnie jeszcze pogada, a teraz jedzie do swojego teścia, dowiedzieć się co od niego chce. Ja wróciłam na górę i zostawiłam na blacie w kuchni worek z lekami. Stwierdziłam, że od razu pójdę na górę i zobaczę czy jest pani Sofia, pielęgniarka. Udało mi się, bo akurat miała dziś wolne i była w domu. Zaprosiła mnie na herbatę i kazała opowiedzieć co mi się stało. Przemiła kobieta. Zgodziła się na to, że przez te dziesięć dni będzie przychodzić o stałej porze, ona albo jej córka, która również pracuje w służbie zdrowia, by robić mi te zastrzyki.
 Do siebie wróciłam jakąś godzinkę później, ale pod drzwiami zastałam pewną niespodziankę, a mianowicie moją przyjaciółkę, która na mnie czekała.
  - No wreszcie! Próbowałam się do ciebie dodzwonić, a ty nic! - krzyczała na mnie, gdy wpuszczałam ją do środka. - I co z tą ręką?! Dlaczego ja nic nie wiem?
   - Livia, spokojnie... - wywróciłam oczami. - Telefon został w domu, bo był rozładowany. Mogłaś dzwonić do Nacho. Rękę sobie załatwiłam na najbliższy czas i mam zastrzyki - wytłumaczyłam.
   - Czyli będziesz miała za dużo wolnego czasu, moja droga - pokręciła głową. - To oznacza imprezy?
    - Jasne - zaśmiałam się cicho. - Z zastrzykami nie mogę pić, czyli przez kolejne dziesięć dni nici z tego - mruknęłam.
   - Moje biedactwo - zrobiła smutną minkę i mnie przytuliła. - Dasz jakoś radę i ledwo się obejrzysz, już będziesz mogła trenować.
   - Mam nadzieję, bo nie mam zielonego pojęcia co przez ten cały czas będę robić - wywróciłam oczami.
   - Przez najbliższy tydzień będę miała przymiarki i sesje w studio za rogiem, więc będę często wpadać. W końcu będziesz mnie mieć dosyć - wyszczerzyła się, a ja popukałam ją w czoło i ruszyłam na kanapę. Usiadłam, oparłam nogi o stolik i włączyłam telewizor, a młoda modelka poszła w moje ślady.

  Przeżyłam te dziesięć dni w wielkich męczarniach. Dlaczego w męczarniach? Już tłumaczę.. Livia, początkująca modelka, lubi pojawiać się na imprezach, a ja z racji zastrzyków - nie mogłam. Za to cały ten czas chodziłam z nią po sklepach, siedziałam w domu brata razem z nim i Paulą albo po prostu nudziłam się sama w mieszkaniu. W końcu jednak rzuciłam szynę w kąt, a założyłam wygodniejszy stabilizator.
Brat dopiero wtedy zaczął prawić mi kazania co do tego, żebym się pilnowała, bo po tym jednym wyskoku teraz będę obserwowana.. Wiedział, że nie musi tego robić wcześniej, bo nie byłam taka głupia by leki i zastrzyki łączyć z ostrym imprezowaniem i alkoholem. To mogłaby być mieszanka wybuchowa!
  Chodziłam z przyjaciółką po centrum handlowym i oglądałyśmy letnie wystawy. Jedni kusili sukienkami, inni strojami kąpielowymi, a kolejni butami. Stałyśmy właśnie przy wieszakach z sukienkami, na które uparła się Livia, kiedy po chwili tamta zawołała, że zaraz wraca, bo musi się z kimś przywitać. Ledwo się zdążyłam obejrzeć, a jej już nie było. Popatrzyłam w stronę wyjścia ze sklepu i zauważyłam ją w holu z jakąś grupką. Modelka ściskała się z jakąś blondynką, a obok nich stało czterech chłopaków, z którymi później po kolei uścisnęła dłoń. Chwilę tam z nimi stała i rozmawiała, a ja za ten czas mogłam uciec od tych wszystkich sukienek i przejść do koszulek oraz spodni. 
   - Idziemy dziś na imprezę! - powiedziała Liv, strasząc mnie, ponieważ właśnie przeglądałam kolorowe topy, a ta wyskoczyła jakby znikąd. 
   - Gdzie? Jak? Co? Z kim? - spojrzałam na nią pytająco. - Wiesz, że nie bardzo mogę, bo przewrażliwiony braciszek by z chęcią mnie wtedy udusił! 
   - Nie bój się, nic nie wyjdzie na jaw! - wyszczerzyła się. - A pójdziemy z Julią, jej chłopakiem i jego kumplami! 
   - Kim jest Julia? 
   - Taka moja znajoma - machnęła ręką. - Tego jej chłopaka raz spotkałam z nią, a teraz właśnie był z bratem i kumplami. Muszę przyznać, że niezłe ciacha! - jęknęła. - Skończyłaś zastrzyki, ja postaram się by Nacho nie nabrał podejrzeń i będziemy się dziś nieźle bawić. Co ty na to? - poruszyła brwiami. 
   - Jeżeli Nacho się nie dowie, to okej - stwierdziłam. 
  - No to świetnie! Teraz chodź, musimy coś sobie kupić na wieczór! - złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą do innych sklepów.
___

A któż to ma dziś urodziny? <3 Najpiękniejszy, najwspanialszy, najbardziej utalentowany i najseksowniejszy piłkarz (moim zdaniem) na świecie! Rafa, sto lat! ♥
Dzisiejszy rozdział, niestety, bez niego, ale obiecuję, że w drugim już się pojawi :)
Ładnie proszę o komentarze, tak na prezent urodzinowy dla Rafinhi ♥

poniedziałek, 2 lutego 2015

prólogo: te necesito

dwanaście lat wcześniej.
  Na zewnątrz padał silny deszcz. Olbrzymie krople wody uderzały o maskę samochodu irytując go jak jeszcze nic wcześniej. Nacisnął mocno na pedał hamulca, zatrzymując się z piskiem na wolnym miejscu parkingowym. Wyskoczył z samochodu, zapominając o tym, że jego mała siostra została na tylnym siedzeniu.
   - Nacho! - zawołała za nim, a on się zatrzymał. Wyciągnął do niej dłoń i zaczekał aż przybiegnie. Nie miał ją z kim zostawić, więc musiał ją ze sobą przywieźć. Wpadł w panikę gdy zadzwonili ze szpitala, mówiąc że chodzi o ich rodziców. Przemoczone rodzeństwo wbiegło do jasnego szpitalnego korytarza. Chłopak rozejrzał się i pociągnął ośmiolatkę na wolne krzesełko, prosząc by zaczekała na niego, a młodą parę obok poprosił by jej przypilnowali. Pobiegł do recepcji, a później tam gdzie wskazała mu kobieta. Biegał jak oszalały po całym oddziale, aż w końcu wpadł na lekarza dyżurnego.
  Każdy kto mijał mężczyznę, kierującego się wolnym krokiem w stronę głównego holu, mógł stwierdzić, że jest w jakimś transie. Zatrzymany przez jedną pielęgniarkę, odmówił pomocy. W pewnym momencie podszedł do ściany i usiadł w kącie, zakrywając twarz dłońmi. Nadal nie docierało do niego to, co usłyszał od lekarza. Jego rodzice mieli wypadek. Śliska nawierzchnia, ostry zakręt, ciężarówka i dwie osobówki. Kierowca największego pojazdu wyszedł bez szwanku, drugi ma tylko złamaną rękę i lekkie wstrząśnienie mózgu, a... A jego rodzice zginęli. Ojciec na miejscu, a matka nie wytrzymała operacji.
 Po chwili poczuł dotyk małych dłoni na swoim kolanie. Odkrył twarz i zobaczył przed sobą ośmioletnią dziewczynkę.
   - Nacho, dlaczego płaczesz? - zapytała ze smutną miną. - Gdzie mamusia i tatuś? - mruknęła, a on miał ochotę się rozpłakać na nowo. Wyciągnął do niej ręce i mocno ją przytulił.
   - Mała, pamiętasz jak mama tłumaczyła ci gdzie poszedł dziadek?
   - Tak - pokiwała główką. - Do nieba i opiekuje się nami.
  - Mamusia z tatusiem są tam teraz z nim - odgarnął z jej czoła kosmyk czarnych włosów. - Będziemy teraz we dwoje, dobrze? - mówił, zachowując spokój, a ona patrzyła na niego coraz to większymi oczami.
   - Ale ty mnie nie zostawiaj, dobrze? - powiedziała i mocno się w niego wtuliła.
   - Nie zostawię cię, nigdy - szepnął.

obecnie.
  Dookoła wrzawa, okrzyki, brawa, blask reflektorów. Potrafiła już to zignorować i skupić się na tym co ma do zrobienia. Ręce trzymała wysoko, zakrywając twarz czarnymi rękawicami. W ustach nadal czuła smak energetyka, który piła zanim włożyli jej ochraniacze na zęby. Gong. Rozpoczęła się walka. Praca nóg. Praca nóg. Słyszała słowa swojego trenera, nawet gdy siedział cicho. Wmawiał jej to odkąd tylko zaczęła trenować. Zobaczył w niej wtedy wielki potencjał i talent do tego sportu.
  Przez pierwsze rundy dziewczyny 'muskały' się rękawicami, jakby obie były z porcelany. Ostra walka zaczęła się nieco później. Mała po raz pierwszy walczyła z przeciwniczką z Holandii, ale wiele się o niej nasłuchała od starszych koleżanek. W dziewiątej rundzie czuła się już całkowicie wyczerpana, czuła że zaraz padnie na deski ringu.
 Spojrzała lekko w górę, a jasny blask reflektora skierował się wprost na nią. Oślepiło ją to. Poczuła ból na lewym policzku. Upadła na podłogę, a wszyscy dookoła stali się trzy razy głośniejsi. Widziała przed sobą trenera i swojego brata, którzy coś krzyczeli. Nie miała siły. Tamta bokserka była dobra. Cholernie dobra. Sędzia zaczął odliczać.
   - Wstawaj! Ruszaj się! - wyodrębniła w tle głos Nacho. - Dasz radę! Jesteś lepsza od niej! Jestem z tobą! - złapała z nim kontakt wzrokowy. - Tyłek do góry i dokop jej! - krzyczał. W jego spojrzeniu zobaczyła zawziętość, ale nie taką jaka teraz narastała w niej. Podniosła się, a sędzia zarządził kontynuację.
  Znów znalazły się blisko, naprzeciw siebie. Holenderka zamachnęła się, by zadać cios, ale Mała wykonała unik i sama zaatakowała. Poczuła w sobie nagły przypływ energii i to teraz ona wcieliła się w dyktatora. Tamta się broniła, a gdy chciała zaatakować, dostawało się jej od Hiszpanki.
  Ostatnie sekundy rundy, a dziewczyna zadała ostateczny cios, rzucając tamtą na deski. Sędzia odliczał, a ona stała, próbując uspokoić oddech. Koniec. Została ogłoszona zwycięzcą trofeum, po czym wpadła w silne objęcia starszego brata.

___

No to jestem! Miałam rozpocząć całkiem inne opowiadanie w tej kolejce, ale musiałam, po prostu musiałam zacząć z tym! A to wszystko spowodowane tym:
Taak, mam słabość do Rafy i to nie jest tajemnica <3 
Tak czy inaczej, zapraszam serdecznie i zachęcam do czytania tego opowiadania, bo bardzo go lubię :) Czekam na Wasze komentarze oraz wpisy w zakładkę z informowanymi ;* 

Obserwatorzy