Jednak się cieszyłam, że Paula namówiła mnie na małe zakupy, bo teraz musiałabym czekać do późna aż moje ubrania wyschną. Kupiłam nowe leginsy i czerwono-czarną koszulę w kratę, więc tak ubrana ruszyłam do swojego mieszkania. Gdy byłam w połowie drogi, usłyszałam dzwonek w moim telefonie, informujący o nadejściu SMSa. Wyjęłam go z małej torebki i spojrzałam na mały ekranik. Wiadomość okazała się być od Rafaela! Tak, muszę z nim pogadać! Zapytał czy jestem jeszcze u brata i czy mam wolny wieczór, ale ja zamiast mu odpisywać, automatycznie wybrałam jego numer. Przyłożyłam komórkę do ucha i czekałam aż odbierze.
- Cześć, Thaisa - Usłyszałam od razu w słuchawce. - A raczej, panna zmokła - zaśmiał się.
- Hej, uważaj sobie! - zawołałam, udając oburzoną. - Skąd mogłam wiedzieć, że akurat będziesz tam ze swoim tatą? A tak poza tym... To co twój tato o mnie słyszał?
- Oj, Mała! - zaśmiał się. - Nic takiego..
- Rafinha! - zawołałam.
- Opowiem ci, jeżeli zgodzisz się spotkać - powiedział. - Tak przykładowo teraz?
- Konkretny jesteś - zaśmiałam się. - Jestem niedaleko tego parku, gdzie kiedyś siedzieliśmy. Może spotkajmy się w tym samym miejscu? - zaproponowałam.
- No dobrze, więc spotkajmy się na miejscu. Pa, Mała - rzucił, a ja wyobraziłam sobie jak się wtedy słodko uśmiecha. Zaśmiałam się sama pod nosem i ruszyłam w kierunku parku. Na szczęście ławka, na której siedzieliśmy ostatnio była wolna, więc usiadłam i czekałam na niego. Nie minęło kilka chwil, a obok mnie pojawił się duży, brązowy golden retriever, który usiadł oboł ławki, przekręcił głowę i na mnie popatrzył, a po tym nagle się poderwał i radośnie zaczął merdać ogonem z wywalonym na wierzch językiem. Był śliczny! Uśmiechnęłam się i obejrzałam w poszukiwaniu jego właściciela. I wtedy zobaczyłam Rafinhę, który w jasnych spodniach i błękitnym T-shircie, z czarującym uśmiechem i smyczą w dłoni kroczył w moją stronę. Automatycznie sama szeroko się uśmiechnęłam na jego widok.
- Nie wiedziałam, że masz psa - zawołałam do niego.
- Bo nie mam - uśmiechnął się, przeskoczył przez oparcie ławki i usiadł obok mnie. Czy on na każdym kroku musi udowadniać jaki jest perfekcyjny? - To Brownie, pies mojego ojca. Właśnie byłem z nim na spacerze. To był jakiś znak, że oboje pomyśleliśmy akurat o tym miejscu - wyszczerzył ząbki i obrócił się bokiem, by móc na mnie patrzeć.
- Jest śliczny! Mogę? - Wskazałam na zwierzę, a on skinął głową. Przysunęłam się do krawędzi i pogłaskałam go po łebku. - Zawsze marzył mi się pies - powiedziałam.
- To świetni kompani - odpowiedział chłopak. - Więc czemu nigdy nie namówiłaś brata na niego?
- Bo na początku nie chciałam mu zwalać na głowę jeszcze zwierzaka. Miał się już kim zajmować - Wzruszyłam ramionami. - Później przeprowadziliśmy się tu z Girony, Nacho dostał dobrą pracę, ja zaczęłam trenować. Nie mielibyśmy dużo czasu dla niego, jednak marzenie małej dziewczynki pozostało - Machnęłam ręką. - Ale ty mnie tu nie zagaduj! - Udałam powagę. - Co nagadałeś swojemu tacie o mnie? - Dźgnęłam go palcem w sam środek torsu.
- Że poznałem świetną dziewczynę, śliczną, inteligentną - zaczął wyliczać. - Z pasją, z prześlicznymi oczami...
- Rafinha! - pisnęłam zawstydzona. Czułam, że zaczynam się rumienić.
- Tak, więc jakie rasy psów ci się podobają? - zaśmiał się.
- Labladory, ale najbardziej husky... Nie zmieniaj tematu! - Przymrużyłam powieki. - Naprawdę tak powiedziałeś swojemu ojcu?
- No tak - Wyszczerzył się. - Wyśmiał mnie, ale dziś przyznał jednak rację co do ciebie!
- Niech ci będzie, ale... Naprawdę tak myślisz czy po prostu tak powiedziałeś? - Zapytałam ciszej.
- Ja zawsze mówię co myślę - Mrugnął do mnie powieką i lekko się przysunął.
- Więc teraz o czym myślisz? - Uniosłam brew.
- O tym jak bardzo chciałbym cię pocałować - odpowiedział pewnie i tak spokojnie, przez co ja cała zastygłam. Wbił we mnie swój przeszywający i zarazem łagodny wzrok, czekając na jakąkolwiek reakcję lub odpowiedź z mojej strony.
- Więc to zrób - szepnęłam i spojrzałam w jego brązowe tęczówki, w których od razu zauważyłam iskierki, po czym nagle poczułam jego usta na swoich. Wpił się w nie tak łapczywie, ale po chwili pocałunek stał się delikatny i namiętny, przez co poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele. Jeszcze nigdy... Wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy się nie całowałam, a Rafa... Był zdecydowanie najlepszym kandydatem do pierwszego pocałunku! - Błagam, by mój brat tego nie spartolił - szepnęłam, a Rafinha otarł czubek swego nosa o mój i cicho się zaśmiał.
- Dlaczego?
- Bo zawsze był za bardzo nadopiekuńczym bratem, który nie dopuszczał do mnie chłopaków, nie bliżej jak metr - zachichotałam.
- Hej, ale mnie chyba lubi, co? - Założył kosmyk moich włosów za ucho.
- Lubi, ale po prostu się o mnie martwi. Z resztą sam mnie wypytywał czy my czasem aby... - Przerwałam i nagle się zaśmiałam. - Myślę, że nie zrobi sceny - dodałam, a on sam się uśmiechnął i przysunął mnie do siebie i znów pocałował. Znów poczułam jego słodkie i miękkie usta, których smak zapewne nie zapomnę przez bardzo długo.
Zazwyczaj jest tak, że jeżeli widzimy się z kimś codziennie, staje się to z czasem nudne i monotonne. Na szczęście nie był to ten przypadek, bo od tygodnia całe wieczory spędzałam w towarzystwie, uwaga, mojego chłopaka. Wychodziliśmy na spacery, ogrywałam go w scrabble, sącząc sobie przy tym delikatne i słodkie wino, a nawet raz wybraliśmy się na podwójną randkę do kina razem z Marciem i Livią. Obiecałam bratu, ale... Ale nic mu na razie nie mówiłam o tym, że na poważnie spotykam się z Alcantarą. Na razie nic nie musi wiedzieć, żeby temu wszystkiemu nie zapeszyć. Rafinha jest naprawdę świetnym facetem, który potrafi w jednej chwili rozśmieszyć mnie do łez, a w drugiej poważnie porozmawiać. Musiałam przyznać, że wcześniej nie miałam jasno postawionego ideału mężczyzny, ale w tym momencie wiem, że stał się nim właśnie Rafael. Wyższy ode mnie, ciemnoskóry, z zarostem, z bosko wyrzeźbionym ciałem, hipnotyzującymi, brązowymi oczami, cudownym uśmiechem, zajebistym poczuciem humoru i wieloma innymi cechami, które posiada Alcantara. Czego tu chcieć więcej?
Chodziłam cała w skowronkach, ale nie tylko dlatego, że mam chłopaka, ale mogłam w końcu wrócić do normalnych treningów! Rafa pojechał na presezonowe mecze, a ja sama zajęłam się swoimi treningami. Dużo rozmawialiśmy wieczorami przez skype, a razem z Livią oglądałyśmy każdy mecz.
Tego dnia siedziałam od rana w salce. Śniadanie zjadłam jeszcze w mieszkaniu i prosto udałam się tam. Trenowałam do południa, a później poszłam z Sarą na dobry obiad. Zaliczyłyśmy jeszcze rundkę po sklepach, na którą namówiła nas Livia i wróciłyśmy na trening. Na początku troszeczkę się obijałyśmy i wchodziłyśmy w głupie i zabawne kłótnie z dwiema pozostałymi dziewczynami, Melissą i Alicią. Tamte dwie zachwycały się, że idą wieczorem na wielki podryw, a na nas patrzyły z góry.
- Mała, co to mówiłaś? - Sara lekko się uśmiechnęła do mnie. - Twój facet gra zawodowo w piłkę? - zapytała głośniej, tak by tamte usłyszały. Od razu załapałam, że zrobiła to by dopiec tamtym.
- Oczywiście! Seksowny i mega utalentowany - zachichotałam, a tamte zamruczały coś pod nosem, że i tak nie wierzą, po czym wróciły do swoich zajęć, a my zaczęłyśmy się z nich śmiać.
Troszeczkę później wpadł Ignacio, z którym chwilę pogadałam, popatrzył na mój trening, porozmawiał jeszcze z trenerem i uciekł z powrotem do domu.
Wieczorem, gdy trener zarzucił mi tempo, dosłownie wylewałam z siebie cały pot. Miałam przed sobą manekina, na którym mogłam się wyżyć. Dookoła zebrało się kilka osób, które już skończyły swoje ćwiczenia. Sara stała niedaleko, dwie pozostałe dziewczyny siedziały kawałek dalej na ławce, a gdzieniegdzie stali chłopcy.
- Thaisa, praca nóg! - słyszałam głos trenera, który stał na gumowym tułowiem na rurze. - Ładnie, ale odciąż lewą rękę! Uważaj, jeżeli nie chcesz znów jej zepsuć - warknął, bo zadałam mocy cios kontuzjowaną ręką. Uderzyłam jeszcze kilka razy i odskoczyłam, ciężko dysząc, słysząc jak moje serce wali niczym oszalałe. Byłam cała mokra i czułam, że jak położę się do łóżka, nie wstanę przez następne sto lat. I w tym samym momencie usłyszałam jak ktoś za mną zaczyna bić brawo. Lekko zdziwiona, odwróciłam się i zobaczyłam opartego o barierkę, oddzielającą to stanowisko, uśmiechniętego Rafaela.
- Rafa! - pisnęłam, szeroko się uśmiechając. Oderwał się i podszedł do mnie, mocno mnie przytulając. To nic, że właśnie robimy scenę na środku salki, ale nie widzieliśmy się ponad tydzień, a poza tym, mieli wracać jutro rano! - Co ty tutaj robisz? Mieliście być jutro! - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale jednak wróciliśmy dziś i mogłem zrobić ci niespodziankę - zaśmiał się, a ja uwolniłam się z jego uścisku i pociągnęłam w stronę trenera.
- Trenerze, przedstawiam panu mojego chłopaka, Rafael Alcantara - powiedziałam z dumą w głosie, a oni uścisnęli sobie dłonie. - Rafa, poczekaj na mnie chwilkę, tylko doprowadzę się do porządku - zwróciłam się do Brazylijczyka, a ten przytaknął, więc ruszyłam w stronę korytarza z szatniami. Gdy mijałam Sarę, ta uśmiechnęła się do mnie szeroko i uniosła kciuk do góry. Puściłam do niej oczko i zniknęłam za drzwiami. W tempie błyskawicznym, wzięłam prysznic, wysuszyłam się, ubrałam i spakowałam swoje rzeczy do torby, bo przecież nie mogłam pozwolić Rafie tak długo na siebie czekać.
Wyszłam z pomieszczenia z torbą na ramieniu i zobaczyłam, że w miejscu, gdzie wcześniej ćwiczyłam, widownia podeszła bliżej, mojego byłego przeciwnika naparzał nie kto inny jak Rafinha! Podeszłam bliżej, stanęłam obok Sary i szeroko się uśmiechnęłam. Był w samych spodenkach, jego koszulka była przewieszona przez drążek niedaleko, a na rękach miał rękawice jednego z chłopaków. Musiałam też przyznać, że radził sobie bardzo dobrze! Ta postawa, te ruchy... A tors? Idealnie wyrzeźbiony i umięśniony! I ten jego wzrok, taki skupiony i zawzięty.
- Szczerze przyznam, że gdy zdejmował koszulkę zaniemówiłam, ale tamte dwie - Wskazała na Ali i Mel. - Prawie umierały - zaśmiała się. - Chyba ci uwierzyły i zaraz zzielenieją z zazdrości!
- Ale dlaczego on właściwie to robi? - Spojrzałam na nią.
- Sama nie wiem, ale rozmawiał przez chwilę z trenerem, z czegoś się pośmiali i później już tylko zostałam oślepiona blaskiem jego klaty! - jęknęła, a ja znów przeniosłam wzrok na mojego walczącego faceta, który wyglądał przecudownie. Zadał jeszcze kilka ciosów i odskoczył, odwracając się i od razu natrafił na moje spojrzenie, po czym szeroko się uśmiechnął. Zaśmiałam się do niego, a on oddał rękawice i naciągnął na siebie koszulkę. Ponownie uścisnął dłoń z trenerem, a później podszedł do mnie. Przedstawiłam ich sobie z Sarą i skierowaliśmy się do wyjścia. Alcantara zabrał ode mnie torbę, przewiesił sobie ją przez ramię i złapał moją dłoń.
- Ty mi powiedz, gdzie się tak nauczyłeś boksować? - Spojrzałam na niego uśmiechnięta, gdy przekraczaliśmy próg salki.
- Kiedyś próbowałem różnych rzeczy, taka odskocznia od piłki. I właśnie między innymi, trochę tego sportu - Uśmiechnął się do mnie.
- Ale muszę przyznać, że dobrze sobie w tym radzisz - Wyszczerzyłam się. - I pomogłeś mi dopiec dwóm ciziom z salki!
- Tym co siedziały na ławce? Wyglądały na wredne!
- I takie są! - zawołałam. - Miały na ciebie ochotę - Uderzyłam go lekko w ramię.
- Tak? Nie zauważyłem - Zrobił minkę niewiniątka. - I tak nie miałyby szans... - westchnął ciężko.
- Doprawdy? Dlaczego nie miałyby szans? - Przymrużyłam powieki.
- Jesteś może głodna? Zabieram cię na dobrą kolację!
- Hej, nie zmieniaj znów tematu - Znów oberwał w ramię. - Odpowiedz!
- No dobrze - Uśmiechnął się tajemniczo, puścił moją dłoń i objął mnie ramieniem. - Była tam taka jedna, z którą tamte się nie równają niczym!
- Mam być zazdrosna? - zachichotałam. Poczułam przyjemne ciepło wewnątrz mnie, spowodowane słowami piłkarza. Rafinha był słodki i potrafił poprawić humor.
- Zazdrosna? - zapytał i się zatrzymał z bardzo poważną miną. Spojrzałam na niego pytająco, a on w tej chwili pochylił się i wpił się w moje usta. Musiałam przyznać, że byłam lekko zaskoczona jego nagłym pocałunkiem, ale po chwili lekko rozchyliłam wargi i pozwoliłam sobie na pieszczoty jego języka.
- To jak z tą kolacją, panie Alcantara? - szepnęłam z uśmiechem, otwierając oczy.
- Zapraszam na pizze - zamruczał cicho i znów złapał za moją dłoń, posłał mi swój czarujący uśmiech i poprowadził za sobą prosto to jednej z pobliskich pizzerii. Powtarzam to po raz kolejny - z nim nie można było się nudzić i nim nie można było się znudzić! Był kochany i naprawdę nie wiedziałam, co takiego zrobiłam, że w nagrodę trafił mi się taki facet.
- Cześć, Thaisa - Usłyszałam od razu w słuchawce. - A raczej, panna zmokła - zaśmiał się.
- Hej, uważaj sobie! - zawołałam, udając oburzoną. - Skąd mogłam wiedzieć, że akurat będziesz tam ze swoim tatą? A tak poza tym... To co twój tato o mnie słyszał?
- Oj, Mała! - zaśmiał się. - Nic takiego..
- Rafinha! - zawołałam.
- Opowiem ci, jeżeli zgodzisz się spotkać - powiedział. - Tak przykładowo teraz?
- Konkretny jesteś - zaśmiałam się. - Jestem niedaleko tego parku, gdzie kiedyś siedzieliśmy. Może spotkajmy się w tym samym miejscu? - zaproponowałam.
- No dobrze, więc spotkajmy się na miejscu. Pa, Mała - rzucił, a ja wyobraziłam sobie jak się wtedy słodko uśmiecha. Zaśmiałam się sama pod nosem i ruszyłam w kierunku parku. Na szczęście ławka, na której siedzieliśmy ostatnio była wolna, więc usiadłam i czekałam na niego. Nie minęło kilka chwil, a obok mnie pojawił się duży, brązowy golden retriever, który usiadł oboł ławki, przekręcił głowę i na mnie popatrzył, a po tym nagle się poderwał i radośnie zaczął merdać ogonem z wywalonym na wierzch językiem. Był śliczny! Uśmiechnęłam się i obejrzałam w poszukiwaniu jego właściciela. I wtedy zobaczyłam Rafinhę, który w jasnych spodniach i błękitnym T-shircie, z czarującym uśmiechem i smyczą w dłoni kroczył w moją stronę. Automatycznie sama szeroko się uśmiechnęłam na jego widok.
- Nie wiedziałam, że masz psa - zawołałam do niego.
- Bo nie mam - uśmiechnął się, przeskoczył przez oparcie ławki i usiadł obok mnie. Czy on na każdym kroku musi udowadniać jaki jest perfekcyjny? - To Brownie, pies mojego ojca. Właśnie byłem z nim na spacerze. To był jakiś znak, że oboje pomyśleliśmy akurat o tym miejscu - wyszczerzył ząbki i obrócił się bokiem, by móc na mnie patrzeć.
- Jest śliczny! Mogę? - Wskazałam na zwierzę, a on skinął głową. Przysunęłam się do krawędzi i pogłaskałam go po łebku. - Zawsze marzył mi się pies - powiedziałam.
- To świetni kompani - odpowiedział chłopak. - Więc czemu nigdy nie namówiłaś brata na niego?
- Bo na początku nie chciałam mu zwalać na głowę jeszcze zwierzaka. Miał się już kim zajmować - Wzruszyłam ramionami. - Później przeprowadziliśmy się tu z Girony, Nacho dostał dobrą pracę, ja zaczęłam trenować. Nie mielibyśmy dużo czasu dla niego, jednak marzenie małej dziewczynki pozostało - Machnęłam ręką. - Ale ty mnie tu nie zagaduj! - Udałam powagę. - Co nagadałeś swojemu tacie o mnie? - Dźgnęłam go palcem w sam środek torsu.
- Że poznałem świetną dziewczynę, śliczną, inteligentną - zaczął wyliczać. - Z pasją, z prześlicznymi oczami...
- Rafinha! - pisnęłam zawstydzona. Czułam, że zaczynam się rumienić.
- Tak, więc jakie rasy psów ci się podobają? - zaśmiał się.
- Labladory, ale najbardziej husky... Nie zmieniaj tematu! - Przymrużyłam powieki. - Naprawdę tak powiedziałeś swojemu ojcu?
- No tak - Wyszczerzył się. - Wyśmiał mnie, ale dziś przyznał jednak rację co do ciebie!
- Niech ci będzie, ale... Naprawdę tak myślisz czy po prostu tak powiedziałeś? - Zapytałam ciszej.
- Ja zawsze mówię co myślę - Mrugnął do mnie powieką i lekko się przysunął.
- Więc teraz o czym myślisz? - Uniosłam brew.
- O tym jak bardzo chciałbym cię pocałować - odpowiedział pewnie i tak spokojnie, przez co ja cała zastygłam. Wbił we mnie swój przeszywający i zarazem łagodny wzrok, czekając na jakąkolwiek reakcję lub odpowiedź z mojej strony.
- Więc to zrób - szepnęłam i spojrzałam w jego brązowe tęczówki, w których od razu zauważyłam iskierki, po czym nagle poczułam jego usta na swoich. Wpił się w nie tak łapczywie, ale po chwili pocałunek stał się delikatny i namiętny, przez co poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele. Jeszcze nigdy... Wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy się nie całowałam, a Rafa... Był zdecydowanie najlepszym kandydatem do pierwszego pocałunku! - Błagam, by mój brat tego nie spartolił - szepnęłam, a Rafinha otarł czubek swego nosa o mój i cicho się zaśmiał.
- Dlaczego?
- Bo zawsze był za bardzo nadopiekuńczym bratem, który nie dopuszczał do mnie chłopaków, nie bliżej jak metr - zachichotałam.
- Hej, ale mnie chyba lubi, co? - Założył kosmyk moich włosów za ucho.
- Lubi, ale po prostu się o mnie martwi. Z resztą sam mnie wypytywał czy my czasem aby... - Przerwałam i nagle się zaśmiałam. - Myślę, że nie zrobi sceny - dodałam, a on sam się uśmiechnął i przysunął mnie do siebie i znów pocałował. Znów poczułam jego słodkie i miękkie usta, których smak zapewne nie zapomnę przez bardzo długo.
Zazwyczaj jest tak, że jeżeli widzimy się z kimś codziennie, staje się to z czasem nudne i monotonne. Na szczęście nie był to ten przypadek, bo od tygodnia całe wieczory spędzałam w towarzystwie, uwaga, mojego chłopaka. Wychodziliśmy na spacery, ogrywałam go w scrabble, sącząc sobie przy tym delikatne i słodkie wino, a nawet raz wybraliśmy się na podwójną randkę do kina razem z Marciem i Livią. Obiecałam bratu, ale... Ale nic mu na razie nie mówiłam o tym, że na poważnie spotykam się z Alcantarą. Na razie nic nie musi wiedzieć, żeby temu wszystkiemu nie zapeszyć. Rafinha jest naprawdę świetnym facetem, który potrafi w jednej chwili rozśmieszyć mnie do łez, a w drugiej poważnie porozmawiać. Musiałam przyznać, że wcześniej nie miałam jasno postawionego ideału mężczyzny, ale w tym momencie wiem, że stał się nim właśnie Rafael. Wyższy ode mnie, ciemnoskóry, z zarostem, z bosko wyrzeźbionym ciałem, hipnotyzującymi, brązowymi oczami, cudownym uśmiechem, zajebistym poczuciem humoru i wieloma innymi cechami, które posiada Alcantara. Czego tu chcieć więcej?
Chodziłam cała w skowronkach, ale nie tylko dlatego, że mam chłopaka, ale mogłam w końcu wrócić do normalnych treningów! Rafa pojechał na presezonowe mecze, a ja sama zajęłam się swoimi treningami. Dużo rozmawialiśmy wieczorami przez skype, a razem z Livią oglądałyśmy każdy mecz.
Tego dnia siedziałam od rana w salce. Śniadanie zjadłam jeszcze w mieszkaniu i prosto udałam się tam. Trenowałam do południa, a później poszłam z Sarą na dobry obiad. Zaliczyłyśmy jeszcze rundkę po sklepach, na którą namówiła nas Livia i wróciłyśmy na trening. Na początku troszeczkę się obijałyśmy i wchodziłyśmy w głupie i zabawne kłótnie z dwiema pozostałymi dziewczynami, Melissą i Alicią. Tamte dwie zachwycały się, że idą wieczorem na wielki podryw, a na nas patrzyły z góry.
- Mała, co to mówiłaś? - Sara lekko się uśmiechnęła do mnie. - Twój facet gra zawodowo w piłkę? - zapytała głośniej, tak by tamte usłyszały. Od razu załapałam, że zrobiła to by dopiec tamtym.
- Oczywiście! Seksowny i mega utalentowany - zachichotałam, a tamte zamruczały coś pod nosem, że i tak nie wierzą, po czym wróciły do swoich zajęć, a my zaczęłyśmy się z nich śmiać.
Troszeczkę później wpadł Ignacio, z którym chwilę pogadałam, popatrzył na mój trening, porozmawiał jeszcze z trenerem i uciekł z powrotem do domu.
Wieczorem, gdy trener zarzucił mi tempo, dosłownie wylewałam z siebie cały pot. Miałam przed sobą manekina, na którym mogłam się wyżyć. Dookoła zebrało się kilka osób, które już skończyły swoje ćwiczenia. Sara stała niedaleko, dwie pozostałe dziewczyny siedziały kawałek dalej na ławce, a gdzieniegdzie stali chłopcy.
- Thaisa, praca nóg! - słyszałam głos trenera, który stał na gumowym tułowiem na rurze. - Ładnie, ale odciąż lewą rękę! Uważaj, jeżeli nie chcesz znów jej zepsuć - warknął, bo zadałam mocy cios kontuzjowaną ręką. Uderzyłam jeszcze kilka razy i odskoczyłam, ciężko dysząc, słysząc jak moje serce wali niczym oszalałe. Byłam cała mokra i czułam, że jak położę się do łóżka, nie wstanę przez następne sto lat. I w tym samym momencie usłyszałam jak ktoś za mną zaczyna bić brawo. Lekko zdziwiona, odwróciłam się i zobaczyłam opartego o barierkę, oddzielającą to stanowisko, uśmiechniętego Rafaela.
- Rafa! - pisnęłam, szeroko się uśmiechając. Oderwał się i podszedł do mnie, mocno mnie przytulając. To nic, że właśnie robimy scenę na środku salki, ale nie widzieliśmy się ponad tydzień, a poza tym, mieli wracać jutro rano! - Co ty tutaj robisz? Mieliście być jutro! - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale jednak wróciliśmy dziś i mogłem zrobić ci niespodziankę - zaśmiał się, a ja uwolniłam się z jego uścisku i pociągnęłam w stronę trenera.
- Trenerze, przedstawiam panu mojego chłopaka, Rafael Alcantara - powiedziałam z dumą w głosie, a oni uścisnęli sobie dłonie. - Rafa, poczekaj na mnie chwilkę, tylko doprowadzę się do porządku - zwróciłam się do Brazylijczyka, a ten przytaknął, więc ruszyłam w stronę korytarza z szatniami. Gdy mijałam Sarę, ta uśmiechnęła się do mnie szeroko i uniosła kciuk do góry. Puściłam do niej oczko i zniknęłam za drzwiami. W tempie błyskawicznym, wzięłam prysznic, wysuszyłam się, ubrałam i spakowałam swoje rzeczy do torby, bo przecież nie mogłam pozwolić Rafie tak długo na siebie czekać.
Wyszłam z pomieszczenia z torbą na ramieniu i zobaczyłam, że w miejscu, gdzie wcześniej ćwiczyłam, widownia podeszła bliżej, mojego byłego przeciwnika naparzał nie kto inny jak Rafinha! Podeszłam bliżej, stanęłam obok Sary i szeroko się uśmiechnęłam. Był w samych spodenkach, jego koszulka była przewieszona przez drążek niedaleko, a na rękach miał rękawice jednego z chłopaków. Musiałam też przyznać, że radził sobie bardzo dobrze! Ta postawa, te ruchy... A tors? Idealnie wyrzeźbiony i umięśniony! I ten jego wzrok, taki skupiony i zawzięty.
- Szczerze przyznam, że gdy zdejmował koszulkę zaniemówiłam, ale tamte dwie - Wskazała na Ali i Mel. - Prawie umierały - zaśmiała się. - Chyba ci uwierzyły i zaraz zzielenieją z zazdrości!
- Ale dlaczego on właściwie to robi? - Spojrzałam na nią.
- Sama nie wiem, ale rozmawiał przez chwilę z trenerem, z czegoś się pośmiali i później już tylko zostałam oślepiona blaskiem jego klaty! - jęknęła, a ja znów przeniosłam wzrok na mojego walczącego faceta, który wyglądał przecudownie. Zadał jeszcze kilka ciosów i odskoczył, odwracając się i od razu natrafił na moje spojrzenie, po czym szeroko się uśmiechnął. Zaśmiałam się do niego, a on oddał rękawice i naciągnął na siebie koszulkę. Ponownie uścisnął dłoń z trenerem, a później podszedł do mnie. Przedstawiłam ich sobie z Sarą i skierowaliśmy się do wyjścia. Alcantara zabrał ode mnie torbę, przewiesił sobie ją przez ramię i złapał moją dłoń.
- Ty mi powiedz, gdzie się tak nauczyłeś boksować? - Spojrzałam na niego uśmiechnięta, gdy przekraczaliśmy próg salki.
- Kiedyś próbowałem różnych rzeczy, taka odskocznia od piłki. I właśnie między innymi, trochę tego sportu - Uśmiechnął się do mnie.
- Ale muszę przyznać, że dobrze sobie w tym radzisz - Wyszczerzyłam się. - I pomogłeś mi dopiec dwóm ciziom z salki!
- Tym co siedziały na ławce? Wyglądały na wredne!
- I takie są! - zawołałam. - Miały na ciebie ochotę - Uderzyłam go lekko w ramię.
- Tak? Nie zauważyłem - Zrobił minkę niewiniątka. - I tak nie miałyby szans... - westchnął ciężko.
- Doprawdy? Dlaczego nie miałyby szans? - Przymrużyłam powieki.
- Jesteś może głodna? Zabieram cię na dobrą kolację!
- Hej, nie zmieniaj znów tematu - Znów oberwał w ramię. - Odpowiedz!
- No dobrze - Uśmiechnął się tajemniczo, puścił moją dłoń i objął mnie ramieniem. - Była tam taka jedna, z którą tamte się nie równają niczym!
- Mam być zazdrosna? - zachichotałam. Poczułam przyjemne ciepło wewnątrz mnie, spowodowane słowami piłkarza. Rafinha był słodki i potrafił poprawić humor.
- Zazdrosna? - zapytał i się zatrzymał z bardzo poważną miną. Spojrzałam na niego pytająco, a on w tej chwili pochylił się i wpił się w moje usta. Musiałam przyznać, że byłam lekko zaskoczona jego nagłym pocałunkiem, ale po chwili lekko rozchyliłam wargi i pozwoliłam sobie na pieszczoty jego języka.
- To jak z tą kolacją, panie Alcantara? - szepnęłam z uśmiechem, otwierając oczy.
- Zapraszam na pizze - zamruczał cicho i znów złapał za moją dłoń, posłał mi swój czarujący uśmiech i poprowadził za sobą prosto to jednej z pobliskich pizzerii. Powtarzam to po raz kolejny - z nim nie można było się nudzić i nim nie można było się znudzić! Był kochany i naprawdę nie wiedziałam, co takiego zrobiłam, że w nagrodę trafił mi się taki facet.
I wiecie co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Najpierw wstępnie wymyśliłam opowiadanie z bokserką w roli głównej, a później Rafa wstawił ten filmik, czym utwierdził mnie w tym projekcie :) I jak tu takiego nie kochać? <3
Och Rafa to ideał :D *-* I fajnie, że są razem! Ale coś czuje, że nie będzie tak kolorowo :D
OdpowiedzUsuńSlodziasny rozdział ;)) Rafa cudowny, jak zwykle ;** <33 Czekam na więcej! ;) Ania
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie coraz bardziej zakochuję się w Rafie. Zgiń i przepadnij, choć nadal Thiago przewyższa go o... sporo szczebelków ;)
OdpowiedzUsuńA więc tak. Rozdział bardzo uroczy, o Rafie nie wspominając. Na temat Thaisy już Ci co nieco powiedziałam, więc się rozpisywać nie będę.
A na koniec optymistycznie dodam, że jeśli ich rozdzielisz, to nie będzie zbyt kolorowo xd (z początku miałam zamiar użyć szantażu, no ale... ale nie umiem). Tak więc czekam na następny, bo jakoś nawet polubiłam czytanie o Rafie. Dobra, polubiłam to za mało powiedziane <3
Najpierw nie mogłam dodawać komentarzy, a teraz internet chodzi tak jakby chciał a nie mógł :/ Ale na szczęście udało mi się przeczytać te rozdział i jestem z tego faktu bardzo zadowolona to jest taki cudowny <3 Taki chłopak to marzenie. Wiesz może gdzie takiego znajdę? :) zaczyna się robić zbyt kolorowo więc zaraz pewnie się coś spieprzy. Ale wierze w happy end. :3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;*
To dwóm panienkom musiały szczęki opaść. W końcu niezły widok im zafundował. Haha. Ma chłopak ukryte talenty, jak nie piłka to boks. No, nie pogadasz. :D
OdpowiedzUsuńCóż, i tak się zastanawiam, czy nie powinnam się zgodzić z Ines. Robi się zbyt kolorowy, mam nadzieję, że się nie schrzani...
Świetnie, że pomiędzy Thaisą i Rafą wszystko dobrze się toczy. Oby tak pozostało ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :D A Rafa jest wprost cuudowny :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)
Pozdrawiam,
Ana :)
no, nareszcie! :)
OdpowiedzUsuń